Zimno ciągnie od ziemi, jak cholera, bo budynki nie są podpiwniczone, na ścianach panoszy się grzyb, a zimą obowiązkowo szron. W barakach na „Kapach”.
<!** Image 2 align=right alt="Image 102609" sub="Zimą jest najgorzej. Ogrzać budynki o tak wątłej konstrukcji to nie lada wyzwanie. Większość lokatorów z Glinek o innym mieszkaniu nie ma co marzyć Fot. Tadeusz Pawłowski">Kto miał pieniądze, ten sobie „mieszkanie” przez lata jakoś urządził, a kto nie...
- Jak ja się wprowadziłam na ulicę Glinki, to nawet toalet nie było. Pięć, sześć rodzin szło się załatwiać kilkaset metrów dalej, do jednego wychodka - wspomina pani Grażyna. - A łazienka? O czym mówimy...Jak nie zrobisz kosztem mieszkania, nie masz...
Spartańskie warunki
- My musieliśmy się myć w korytarzu, w miednicy - mówi pan Andrzej. - Sąsiad za to miał w łazience taki piec węglowy i grzał wodę do mycia...Kąpali się tylko w soboty.
Drogą idzie zbieracz złomu, w drzwiach stoi starsza kobieta.
- Same deski i dach, tak było, gdy ponad 50 lat temu zamieszkałam na Glinkach - zwierza się seniorka. - Ścianki bardzo cienkie, zimno, wilgoć. Szron na ścianach w korytarzu, w toalecie? Co roku. Musieliśmy wykopać piwnice, zazwyczaj w kuchni się kopało lub w korytarzu. Płacę ponad 300 złotych czynszu. Kupiłam tonę węgla, drewna. Ponad 1 tys. złotych już wydałam - wylicza wiekowa lokatorka.
<!** reklama>Mężczyzna od złomu o mieszkaniu nie mówi, tylko o taniejących surowcach wtórnych. Inni są bardziej skłonni do kontaktu. Niektórzy za 50 złotych gotowi są pokazać swoje „pałace”. Dadzą sfotografować.
- Rudery - opisuje okolicę pan Mirek, przedstawiciel młodego pokolenia. - Nie mieszkają tu tylko żule i pijacy. Porządni ludzie też. Wykształceni. Żyją na zapadających się podłogach, pod przeciekającymi dachami, przewody kominowe pozostawiają wiele do życzenia. Baraki są zbudowane właściwie z dykty, z tzw. supremy otynkowanej. Wielu na kupienie mieszkań po prostu nie będzie nigdy stać. Te budy straszą już ponad 50 lat.
Kilkaset metrów od drogi wjazdowej nastolatek z pasją dłubie prętem w barakowej ścianie. Wydłubał już sporą dziurę.
- Co ty robisz? - pytamy nastoletniego niszczyciela. - Może się to szybciej zawali i dostaniemy inne mieszkanie. Nienawidzę tego miejsca - rzuca przez zaciśnięte zęby.
Naznaczeni przez los
Pani Marlena ma żal do losu, że mieszkała „tam”.
- To pojenieckie baraki? Nie, chyba nie. Słyszałam, że kiedyś przechowywano w tych domkach substancje chemiczne. Teraz mieszkają ludzie, o których miasto zapomniało. Ci, którzy mieli pieniądze, dostali mieszkania, inni, Bogu ducha winni, siedzą na Glinkach i stale walczą z wiatrem, mrozem, robactwem, grzybem, wilgocią, ciemnością...
- Próbowaliśmy pomóc tym ludziom - mówi Maciej Jasiński ze Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Osiedla Kapuściska. - Buduje się socjale, dlaczego więc miasto nie przeniesie tych ludzi do nowych obiektów? Przynajmiej tych, którzy są solidnymi najemcami. Usłyszałem, że nie ma na to funduszy. Wiem jednak, że w budżecie jest bodajże 9 milionów na remonty i budowę lokali socjalnych. Dobrze by było, gdyby ktoś zainteresował się losem lokatorów z baraków.
- Nie jest to najlepszy teren pod inwestycje - twierdzi Robert Małkiewicz, wiceprezes spółdzielni „Jedność”. - Blisko do obiektów przemysłowych, obrzeże osiedla, a poza tym problem z ludźmi, których, niestety, nie ma dokąd przesiedlić...
Ponoć są i tacy, którym ta lokalizacja odpowiada. Pourządzali się, cenią sobie możliwość uprawiania przydomowego ogródka, letnie grillowanie i spacery po lesie.
Warto wiedzieć
„Drewniane” Kapuściska to 83 lokale. 46 najemców jest zadłużonych. O prawo do innego „M” można walczyć składając indywidualne wnioski. Osiedle zarządzane przez ADM nie jest traktowane ulgowo, ze względu na niedostatki architektoniczne.