https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Śladami mande barunga

Tadeusz Oszubski
Na południu Indii, na terytorium stanu Meghalaya, mieszkańcy wiosek rozrzuconych w dolinach gór Garo widują czasem człekokształtne, porośnięte futrem stworzenie. Nazywają je mande barung.

Na południu Indii, na terytorium stanu Meghalaya, mieszkańcy wiosek rozrzuconych w dolinach gór Garo widują czasem człekokształtne, porośnięte futrem stworzenie. Nazywają je mande barung.

<!** Image 2 align=right alt="Image 90876" sub="Odcisk stopy z Balpakram, pozostawiony przypuszczalnie przez indyjskiego yeti. Istota ta ma podobno 3 metry wzrostu i waży około 300 kilogramów.">Według ustaleń indyjskiego badacza, Dipu Maraka, mieszkańcy regionu gór Garo często widują na odludziach ogromne stworzenia, poruszające się w pozycji wyprostowanej na dwóch nogach. O kolejnych śladach mających dowodzić, że mande barung nie jest tylko legendą, na początku lipca tego roku doniósł serwis BBC.

Dipu Marak od lat zbiera informacje na temat mande barungów. Indyjski kryptozoolog twierdzi, że te człekokształtne istoty mają ok. 3 m wzrostu, ważą ok. 300 kg i są roślinożerne - ich pokarmem są owoce, korzenie i kora drzew.

Jeden ze świadków, pracownik leśny, Nelbison Sangma, odpytany przez Maraka oświadczył, że widział indyjskiego yeti w listopadzie 2003 r. Pracował wówczas na terenie parku narodowego Nokrek w górach Garo, a mande barung pokazywał się przez 3 dni z rzędu. - Widziałem to stworzenie wyraźnie. Było na drugim brzegu rzeki i łamało jak zapałki gałęzie drzew, a potem wysysało z nich sok. Jego siła wprawiła mnie w zdumienie - powiedział Sangma. - Chciałem sfotografować to stworzenie, ale nie miałem przy sobie aparatu. Powrót do miejsca, gdzie mieszkałem, oznaczał pół dnia marszu. Uznałem więc, że nie ma to sensu, bo zanim wrócę, stworzenie już odejdzie.

<!** reklama>Marak wyprawił się z Sangmą w miejsce, gdzie, jak ten twierdzi, 5 lat temu widział indyjskiego yeti. Odwiedził też Balpakram, inny park narodowy w górach Garo, usytuowany tuż przy porośniętej gęstą dżunglą granicy Indii z Bangladeszem. W Balpakram, w kwietniu 2002 r., 14-osobowy zespół urzędników zarządu lasów, prowadzący spis tygrysów żyjących w parku narodowym, zobaczył dziwne ślady odciśnięte na brzegu rzeki. Z racji kształtu i wielkości uznano, że nie zostawił ich człowiek, ale nieznane nauce dwunożne stworzenie. Właśnie mande barung.

Wszystkie te miejsca są trudno dostępne i, w opinii Maraka, jeżeli indyjski yeti jest realnie istniejącym stworzeniem, to właśnie na takim odludziu powinien się ukrywać. Jednak, pomimo zeznań wielu świadków, brak wciąż jednoznacznych dowodów, że mande barung istnieje. - Przekazy o tym stworzeniu mają długą tradycję - zapewnia Dipu Marak. - O mande barungu mówili nasi rodzice i dziadkowie, jest tak głęboko osadzony w naszym folklorze, że nauka powinna nim się zainteresować. Dowodów nie będzie łatwo uzyskać, bo porośnięte dżunglą doliny gór Garo to dla człowieka niegościnny, trudny teren.

Podobne problemy, co poszukiwacze mande barunga, napotykają wszyscy kryptozoolodzy wyruszający do enklaw, gdzie mogą kryć się reliktowe hominidy. Przykładowo, nie będzie łatwo członkom forteańskiej ekspedycji, którzy zaplanowali pod koniec lipca br. wyruszyć do Rosji, aby tropić tam ałamasa, syberyjską odmianę yeti.

Centre for Fortean Zoology, nawiązujące do badań słynnego Charlesa Forta, a mieszczące się w Woolsery w Wielkiej Brytanii, zorganizowało wyprawę do rosyjskiego regionu Kabardino, aby poszukać tam dowodów potwierdzających istnienie ałmasa. W zespole 5 badaczy, kierowanym przez zoologa, Richarda Freemana, oprócz entuzjastów, znajdą się też eksperci. Wśród nich ma być dr Bryan Sykes, wykładowca na Oxford University i autor opublikowanej kilka lat temu książki „The Seven Daughters of Eve”, w której przedstawił hipotezę, iż wszyscy współcześni mieszkańcy Europy wywodzą się od 7 kobiet, które żyły 10-45 tys. lat temu. Do ekspedycji, już na terytorium Rosji, ma dołączyć ukraiński biolog, Grigorij Panczenko, zajmujący się od 14 lat tematyką yeti i domniemanych reliktowych hominidów. Panczenko podczas badań terenowych osobiście natrafił czterokrotnie na ślady ałmasa.

Ekspedycja dysponuje nowoczesnym sprzętem elektronicznym: aparatami fotograficznymi na podczerwień, wojskowym wyposażeniem do nocnych obserwacji. Badacze mają również przenośne laboratorium do analizowania próbek DNA.

Czy wyprawa forteańskiej ekipy zakończy się sukcesem, czas pokaże. Na razie brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych oficjalnie odradza podróż do Kabardino, ponieważ jest to obszar, gdzie trudno komukolwiek zagwarantować bezpieczeństwo. Tak jak w przepastnej dżungli pogranicza Indii i Bangladeszu, gdzie podobno żyje mande barung.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski