https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Skok na szpitalną żyłę złota

Grażyna Ostropolska
Szpitalne laboratoria to żyła złota - twierdzą przeciwnicy ich prywatyzacji. - Pod warunkiem, że są sprywatyzowane i właściciel kasę liczy - przekonują zwolennicy reform.

Szpitalne laboratoria to żyła złota - twierdzą przeciwnicy ich prywatyzacji. - Pod warunkiem, że są sprywatyzowane i właściciel kasę liczy - przekonują zwolennicy reform.

<!** Image 2 align=left alt="Image 5733" >Dyskusja rozgorzała, gdy w Kujawsko-Pomorskiem pojawiła się warszawska spółka „Alab”, proponując największym szpitalom outsourcing, czyli przejęcie ich laboratoriów. Kusiła niskimi cenami badań, komputeryzacją szpitala, wprowadzeniem nowoczesnej aparatury diagnostycznej. Zaloty trwały prawie dwa lata. Na związek z „Alabem” zdecydował się jedynie 10. Wojskowy Szpital Kliniczny w Bydgoszczy. W ostatniej chwili uciekło sprzed ołtarza Kujawsko-Pomorskie Centrum Pulmonologii.

Frontowcy i dezerterzy

Przestraszyli się aliansu z prywatną spółką dyrektorzy pozostałych szpitali. Oddanie laboratoriów w prywatne ręce groziło związkową rewoltą. Wizja zwolnień i oszczędności ustawiła w opozycji do reform wszystkich analityków. W grudniu ub. roku Krajowa Rada Diagnostów Laboratoryjnych wydała w tej sprawie oświadczenie: „Outsourcing diagnostyki laboratoryjnej poza szpital może doprowadzić do pogorszenia jakości opieki zdrowotnej, a w efekcie spowodować wzrost kosztów hospitalizacji i leczenia”.

- My widzimy na razie korzyści - nie zgadza się z taką opinią komendant wojskowego szpitala płk Andrzej Wiśniewski. - Szpital zyskuje około 600 tysięcy złotych rocznie, mamy tańsze badania. Jedne o 50 groszy, inne - o złotówkę. To, przy milionie analiz - spora suma. Nie musimy organizować przetargów na zakup aparatury i odczynników. „Alab” pozyskuje je taniej. Zainwestował w komputeryzację szpitala, najnowocześniejszą aparaturę, nie zwalnia ludzi. Otworzono furtkę do wyższych zarobków, bo laboratorium pozyskuję nowych kontrahentów i wykonuję więcej badań - przekonuje.

Inni dyrektorzy nadal są ostrożni. - Przyglądamy się temu, co dzieje się w wojskowym szpitalu - mówi dyrektor szpitala im E. Warmińskiego Andrzej Lipkowski. - Zwłaszcza analizie szybkich zleceń. Takich, gdzie liczy się każda minuta, by ratować pacjentowi życie.

Dyrektor szpitala im. Biziela Andrzej Motuk stawia na szpitalne laboratorium. - Komputeryzacja, wprowadzenie ekonomiki pracy - wylicza priorytety - Kierowanie laboratorium powierzyliśmy ambitnej osobie. Usprawniamy przetargi na odczynniki i aparaturę. W tak dużym szpitalu, zlecanie badań na zewnątrz się nie opłaca - przekonuje. Podobnie myślą w szpitalu im. Jurasza. - Laboratorium powinno przynosić szpitalowi zyski - słyszę opinię i zapewnienia, że o oddaniu diagnostyki obcym nikt tu nie myśli.

Szach i mat?

Szef wojskowego szpitala Andrzej Wiśniewski jest przekonany, że koledzy mu trochę zazdroszczą. - Ten, kto pierwszy zrobił ruch, zabrał wszystko - przekonuje. - Nasze laboratorium będzie miało niższe ceny. Będą musieli u nas wykupić badania, bo na drogie nie będzie ich stać, a konkurencji nie będzie. No, chyba, że się taka pojawi... - studzi własny optymizm. - Wtedy nasze laboratorium padnie, bo będziemy chcieli kupić tańsze badania u konkurencji.

Bydgoskie tyły

Szpital wojskowy dwa razy podchodził do przetargu. Pierwsza specyfikacja, przekazana oferentom, spowodowała protesty. Do naszej redakcji też przyszedł list: „Przetarg został ustawiony pod konkretną firmę” - sugerowali jego autorzy, wskazując na warszawską spółkę „Alab”. Powoływali się na domniemane koneksje rodzinne jej właściciela z wysoko ustawionym pracownikiem Sztabu Generalnego WP. „Tylko ta jedna spółka mogła spełnić podany w specyfikacji warunek prowadzenia laboratoriów w co najmniej 4 szpitalach i posiadania własnego laboratorium w Bydgoszczy” - napisali, powołując się na konkretny zapis. - „Tylko ta jedna posiadała finansową opinię biegłego rewidenta za 2003 r.”

Radzili, by przyjrzeć się dwóm bydgoskim spółkom: „Arcus A-lab” i „Vita-Labo”. W tej pierwszej warszawska spółka ma 100 proc. udziałów, w drugiej - niespełna połowę. Zajrzeliśmy do sądowego rejestru. Założony w 1998 r. „Arcus A-lab” przez kolejne lata generował straty. W sumie około pół miliona. Były nawet zajęcia komornicze, za niespłacony dług wobec szpitala im. Biziela. Jesienią ubiegłego roku „Arcus” pozbył się laboratorium, pozostawiając działalność lekarską. Jeszcze w kwietniu tego roku, kiedy warszawski „Alab” przymierzał się do przetargu, dyrekcja 10. Wojskowego Szpitala Klinicznego wzywała spółkę do ostatecznej zapłaty 10 tys. zł zaległości sprzed roku.

Czy to nie podważało wiarygodności warszawskiego „Alabu”, który tą spółką zarządzał?

- Ja takiego rozeznania, że „Alab” posiada w Bydgoszczy spółki o różnych nazwach nie miałem - przyznaje komendant wojskowej lecznicy. 7 firm przystąpiło do konkursu, wszystko odbyło się zgodnie z procedurą. A o tym, jakoby właściciel tej spółki miał brata w Sztabie Generalnym WP, pierwsze słyszę. Oczywiście, na outsourcing laboratorium musiałem mieć zgodę szefa służby zdrowia, ale to ja się podpisałem pod umową z „Alabem” i ja za to odpowiadam. Przez pół roku będziemy się temu pilnie przyglądać. Przetargu - wbrew sugestiom - nikt nie ustawiał. Małe firmy, bez doświadczenia i pieniędzy nie miały szans. To chyba zrozumiałe.

Lewizny nie będzie

Komendant uważa, że oddanie laboratorium w obce ręce najmniej się podoba lekarzom. - Właściciel dba o kasę i uszczelnia system. Szpital na tym skorzystał. Skończyłą się praktyka wystawiania szpitalnych zleceń pacjentom prywatnych gabinetów. Lekarze dowiedzieli się, ile to kosztuje. Zleceń jest o 15 procent mniej.

Szpital kasę liczy, a analitycy złowieszczą: - Jaki to rachunek? Oddaje się majątek szpitala w prywatne ręce. Minie 5 lat umowy i szpital stanie pod ścianą. Aparaty zużyte, kasy na nowe brak. Firma podyktuje mu warunki...

Nie wszyscy tak czarno outsorcing widzą. Komendant Wiśniewski zapewnia, że szpital nic nie straci, bo i tak większość aparatury dzierżawił od firm, a teraz „Alab” wstawia tu swoje kombajny. Takie, na które szpitala nie byłoby stać. Niskie ceny badań ma zagwarantowane na kilka lat, a umowę - jeżeli coś będzie nie tak, może zerwać. W outsourcing wierzy też wicedyrektor Kujawsko-Pomorskiego Centrum Pulmonologii Lech Reichelt. - Gdyby nagle pojawił sie monopolista i chciał dyktować wyższe ceny, natychmiast stworzy się konkurencja - ocenia. Liczy koszty, przymierzając się do ogłoszenia przetargu

Zaleją nas obce firmy

Strachu rodzimych szpitali przed prywatyzacją laboratoriów nie rozumie prezes „Alabu” Ewa Małkowska. - W Czechach zdecydowało się na outsourcing laboratoriów 67 proc. lecznic - informuje. - W Polsce - zaledwie 3 proc. Jeżeli teraz nie przejmą diagnostyki wyspecjalizowane polskie firmy, to za kilka lat zrobią to zachodnie - prognozuje. - Zaleją nas niskimi cenami. Wniosą nowoczesne, oszczędne technologie.

Już się łakomią na diagnostykę obrazową. Za taką usługą dla sieci szpitali kryją się wielkie pieniądze. A w piśmie „Clinical Laboratory” ukazał się protest towarzystw diagnostycznych i medycznych z Niemiec: „Masówka”, w której pobrana od pacjenta próbka jest tylko kolejnym numerem w rękach personelu technicznego i maszyn to zwrot w niewłaściwym kierunku - oceniają.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

A
Alea3
To prawda, im większy moloch, tym łatwiej o pomyłki. Wykonywanie badan jest wówczas czysto przedmiotowe.
i
isa
Outsourcing najmniej opłaca się pacjentom, których nie uwzglęgnia się w postępowaniu przetargowym. Pacjent jest na ostatnim miejscu tego łańcuszka!
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski