Wysypisko „Zielona” leży w samym środku dawnych zakładów. To zarośnięte trawą kilka hektarów gruntu. Ale składowane tam fenole, związki siarki, metanu i chloru zanieczyszczają wody podziemne, które spływają w stronę Łęgnowa, Otorowa i Plątnowa, i dalej - do Wisły.
PRZECZYTAJ:Zachem nas truje. Miasto alarmuje wszystkie możliwe instytucje
Nad świństwami zalegającymi w ziemi od lat 50. ub. wieku panowało tzw. ujęcie barierowe - to trzy głębokie na 20 metrów studnie, przyłącza i instalacja neutralizacji ścieków. Całość zbierała wody podziemne i kierowała je do oczyszczalni.
Ale w 2013 roku, kiedy Zachem miał się ku upadkowi, system ktoś częściowo... wyłączył. Potem teren został sprzedany prywatnej firmie z Poznania za zaledwie 60 tys. zł. - Instalacja nie pracuje od ok. 1,5 roku - uznaje Dariusz Górski, rzecznik Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Bydgoszczy.
RDOŚ właśnie zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Śledczy mają ustalić, kto zdecydował o wyłączeniu systemu bezpieczeństwa.
Tymczasem o wysypisku „Zielona” powstała już praca doktorska. Dr Dorota Pietrucin z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie pisze w niej, że chemikalia z „Zielonej” są groźne dla życia mieszkańców miasta, a jedynym sposobem likwidacji zagrożenia jest całkowite odpompowanie wód podziemnych. Operacja będzie kosztować 800 milionów złotych i trwać 11 lat!