<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/fabiszewski_marek.jpg" >Z przykrością muszę znowu skonstatować, że wszyscy grali dla Zawiszy, tylko nie... Zawisza. Pogoń, taki pewniak po rundzie jesiennej, przegrywa drugi kolejny mecz, Piast mimo nieustającego handicapu własnego boiska remisuje z Polkowicami.
Po samobójczym golu traci punkty też rozpędzona Arka (z Grudziądzem). I tylko Termalica konsekwentnie odrabia straty. Pobawiłem się troszkę w buchaltera i sprawdziłem bramkowe konto Zawiszy. I co się okazuje? W pierwszych trzech meczach rundy wiosennej zespół stracił 9 goli, czyli 1/3 wszystkich goli w dotychczasowych 23 spotkaniach! Dla porównania jesienią na 9 straconego gola czekaliśmy aż do 13. kolejki (pamiętne 2:5 w Gdyni). Zawisza zimą dokonał niby rewolucyjnych zakupów, nie piszę wzmocnień, bo to byłoby nadużycie (Andrzej Witan przy Bojanie Pejkowie to normalnie Iker Casillas). Termalica nawet nie ruszyła palcem, żeby coś zmieniać w kadrze, a pewnie mogłaby, bo właściciel zespołu do biednych nie należy.
<!** reklama>Trener Radolsky oparł się jednak na tych zawodnikach, których miał do dyspozycji jesienią. Skoro coś idzie dobrze, to po co to zmieniać? I to był strzał w dziesiątkę. Do Zawiszy, zespołu słynącego z solidnej gry w obronie, wkradło się pozimowe rozprężenie. Gdzieś uleciała pewność siebie, błąd goni błąd (nie mylić z Adrianem Błądem). Wydawało się, że jak wróci na środek obrony Łukasz Skrzyński, to wróci „stare dobre małżeństwo”, będzie nudno, ale bezpiecznie. Nic z tego. Wygląda na to, że zawiszanie upodobali sobie tę odmianę futbolu, na którą mówi się „radosny”. I grają do końca. Niestety, ku uciesze rywali.
