<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/oberlan_malgorzata.jpg" >Dlaczego przetarg marszałka na zaprojektowanie i wykonanie umeblowania dla 5 gabinetów i 3 sekretariatów może dziwić? Przede wszystkim dlatego, że potencjalnym startującym narzucono iście sprinterskie tempo. Przetarg ogłoszono 20 października, a termin „składania wniosków o dopuszczenie do postępowania lub ofert” (cytat z ogłoszenia) określono na 28 października.
Chętny do startu powinien wcześniej obowiązkowo „dokonać też wizji lokalnej 8 pomieszczeń”. Czyli - obejrzeć i obmierzyć pokoje wielkości od 17 do 53 metrów kwadratowych. Tak, by móc zaproponować konkretny rozkład mebli. W ogłoszeniu mowa o wizualizacji, którą dołączyć trzeba do projektów. „Nierealne w takim czasie” - powiedział mi z marszu zaprzyjaźniony plastyk, parający się wystrojem wnętrz. Po chwili namysłu dodał, że w sumie wszystko jest kwestią ceny. Za odpowiednie pieniądze ludzie pracują po nocach i nie takie rzeczy tworzą. Tyle że przystępujący do przetargu ofertę przygotowuje na własny koszt.
<!** reklama>Upewniwszy się u dyrektora marszałkowskiej administracji, że w ogłoszeniu nie doszło do technicznej pomyłki i termin faktycznie wynosi tydzień („bo zależy nam na czasie”), przejrzałam podobne zamówienia publiczne urzędu. I tak, biorąc pierwsze z brzegu, przekonałam się, że zazwyczaj czasu dawano więcej. 16 października ogłoszono przetarg na zakup sprzętu komputerowego i urządzeń biurowych. Termin składania ofert wyznaczono na 26 listopada. Dalej, 1 października ogłoszono przetarg na dostawę macierzy dyskowej z serwerem. Termin: 12 listopada. Nawet przy przetargu na materiały biurowe termin był dłuższy. A meble gabinetowe to w końcu chyba nie papier ksero...