Kampania wyborcza rozkręca się na dobre. Na Jasnej Górze, podczas pielgrzymki Radia Maryja, nie zabrakło Jarosława Kaczyńskiego. I choć były premier, przemawiając do tysięcy wiernych, najwięcej mówił o Smoleńsku i wsparciu ze strony mediów o. Rydzyka, to sama jego obecność jest jasnym sygnałem, na kogo głosować.
<!** reklama>
Z kolei na kolei reklamował się Grzegorz Napieralski. Lider SLD zaprosił dziennikarzy na konferencję prasową do... wynajętego eleganckiego wagonu konferencyjnego w pociągu do Sosnowca. W miłej atmosferze i przy bogato zastawionym stole przewodniczący opowiadał, jak to na polskich kolejach jest źle.
Po tym, jak w czasie zeszłorocznej kampanii prezydenckiej Grzegorz Napieralski rozdawał śpieszącym do pracy robotnikom jabłka, można było się spodziewać, że jego sztabowcom pomysłów nie zabraknie, a akcja z pociągiem to dopiero początek i lider SLD nieraz jeszcze zaskoczy. Nie może być inaczej. Rzecznik SLD, Tomasz Kalita, pytany o kampanię mówi - cytuję za TVN 24: „Będziemy się starali to robić w jak najbardziej atrakcyjny sposób dla mediów”.
I na tym właśnie polega nieszczęście. Współczesne kampanie wyborcze robione są pod media. Nie siła argumentów się liczy, tylko siła medialnego przekazu, a kreatywny spin doktor, choćby jego pomysły były zupełnie szalone, zawsze będzie miał więcej do powiedzenia niż najbardziej kompetentny ekspert.
SLD niczym się tu nie wyróżnia. Politykę jako show uprawiają wszyscy, z PO, PiS i PSL włącznie - by wymienić tylko największe formacje. Na tym tle nasze kłopoty z frekwencją wydają się całkiem zrozumiałe: marne show, to i widownia niezbyt wielka.