Choć do wyborów w PZPN pozostała jeszcze doba, w zasadzie wszystko jest już jasne. W poniedziałkowy wieczór – na Legii, która użyczyła swe obiekty Cezaremu Kuleszy - doszło do ostatecznych ustaleń w kwestii kształtu nowego zarządu PZPN. Rekomendację tego kandydata do 18-osobowych władz związku dostało aż 13 baronów, w tym trzech, którym wcześniej niekoniecznie było po drodze z byłym prezesem Jagiellonii Białystok. A to oznacza, że wyborcze stronnictwo Marka Koźmińskiego rozpadło się, zanim delegaci weszli na salę zjazdową. I wynik elekcji jest przesądzony.
Radosław Michalski, baron z Gdańska i jego odpowiednik z Bydgoszczy – Eugeniusz Nowak, z racji podobieństwa do białoruskiego satrapy zwany Łukaszenką – stanowili matecznik ugrupowania Koźmińskiego. Na ostatniej prostej mieli jednak mocno się zdenerwować, że kandydat na prezesa bez uzgodnienia z najbliższymi stronnikami poszedł paktować do Kuleszy, upominając się przede wszystkim o posadę dla siebie. W tym momencie mieli poczuć się zwolnieni z wszelkich zobowiązań i na własną rękę rozpoczęli rozmowy z konkurentem, który w kampanii zmiażdżył ich faworyta.
Lepiej grać na siebie niż być obrotowym
Z kolei Paweł Wojtala z Poznania miał ambicje, żeby pograć na siebie, dlatego zwlekał ze wsparciem którejkolwiek ze stron. W efekcie w pewnym momencie znalazł się na marginesie rozgrywki. A gdy Kulesza w końcu uznał, że przydałby się w jego drużynie, nie wszystkim – z Henrykiem Kulą na czele – miało się to spodobać. Dlatego na wcześniejszych etapach kampanii współpraca z Wojtalą była torpedowana. Ostatecznie jednak były reprezentacyjny obrońca będzie zasiadał we władzach polskiego futbolu w najbliższej kadencji. Jeśli oczywiście delegaci obecni na walnym zgromadzeniu sprawozdawczo-wyborczym zatwierdzą jego (i pozostałych) kandydaturę do zarządu.
Poza nawiasem – w rozdaniu zaproponowanym przez Kuleszę, i jeszcze niepotwierdzonym przez zjazd - znalazło się zatem tylko trzech prezesów związków wojewódzkich. Andrzej Padewski z Wrocławia i Ryszard Kołtun z Krakowa stanowili twardy elektorat Koźmińskiego. Natomiast Mirosław Malinowski ze Świętokrzyskiego upodobał sobie pozycję obrotowego, co – jak się okazało – nie wyszło mu na zdrowie.
Trzech kandydatów z ESA, dwóch z 1. ligi
Z urzędu rekomendację do zarządu dostał typowany na wiceprezesa do spraw piłki zawodowej Wojciech Cygan z Rakowa Częstochowa. Nie powinien to być jednak jedyny przedstawiciel Ekstraklasy SA we władzach polskiej piłki przez najbliższe 4 lata. Ma bowiem dostać wsparcie Karola Klimczaka z Lecha Poznań i Jakuba Tabisza z Cracovii. Z kolei 1. ligę w nowym zarządzie PZPN mają reprezentować jej szef Marcin Janicki oraz Tomasz Lisiński z Opola.
Uważny czytelnik zapewne zwrócił uwagę, że (wraz z Kuleszą) wymienionych zostało 19 kandydatów do zarządu. Czyli jednego za dużo. To jednak nie oznacza, iż planowana jest zmiana statutu PZPN. Wiele wskazuje, że jeden z baronów rekomendowanych przez przyszłego - jak wszystko wskazuje – prezesa wybierze pracę w… administracji związku. Na eksponowanym stanowisku. W tym kontekście wymienia się Marka Łukiewskiego z Warmii i Mazur.
A skoro już o stanowiskach w federacji mowa, nadal trwa podobno pat wokół wyboru sekretarza generalnego. Sytuacja ma być na tyle skomplikowana, że rozważane jest w początkowym okresie powołanie osoby pełniącej te obowiązki. Od poniedziałkowego wieczoru do środowej elekcji wiele się jednak może zdarzyć, a sytuacja wyklarować. Siłę każdego z baronów, a co za tym idzie także ich personalne aspiracje, zweryfikuje przecież sala zjazdowa.
Nie będzie (raczej) „drugiego Basałaja”
Zza kulis dotarły także informacje, że znajdujący się w przedemerytalnym okresie ochronnym szef Departamentu Mediów i Marketingu Janusz Basałaj, nie doszedł do porozumienia z Kuleszą i jego sztabem w kwestii dalszego sprawowania tej funkcji. Nie można zatem wykluczyć, że w nowym rozdaniu nie będzie w ogóle takiego stanowiska w administracji związku; jak kilku innych przewidzianych do likwidacji. W każdym razie ekipa zdecydowanego faworyta na prezesa PZPN z Podlasia nie przewiduje powoływania pod broń „drugiego Basałaja”. To informacja o tyle ważna, że dotąd wspomniana kwestia wzbudzała duże emocje, zwłaszcza wśród dziennikarzy.
Adam Godlewski
