W Radzyniu Chełmińskim i Płużnicy, dwóch sąsiadujących ze sobą gminach, od początku roku popełniło samobójstwo już siedem osób. Inne próbowały, ale je odratowano. - Zło u nas krąży - mówią ludzie.
<!** Image 2 align=right alt="Image 137868" sub="Ulica Piłsudskiego (również na zdjęciu poniżej) w Radzyniu Chełmińskim, obok kościoła św. Anny. Tu w tym roku powiesiły się dwie kobiety. - Smutek czuć na naszej ulicy - mówi Piotr Pokora. / Zdjęcia: Miłosz Sałaciński">Obie gminy liczą po około 5 tysięcy mieszkańców. Obie nie należą do szczególnie zamożnych. Niczym szczególnym jednak nie wyróżniają się na tle sąsiadów. Prócz tej tragicznej statystyki, która niepokoi prokuraturę, Kościół i zwykłych ludzi.
Miesiąc po miesiącu
W Radzyniu odebrały sobie życie cztery kobiety. Pierwsza była Magdalena, 19-letnia mama czteromiesięcznego synka. Z Michałem, narzeczonym, stanowili parę od czterech lat. Wynajmowali pokój w wiśniowym ładnym domu przy ul. Tysiąclecia. Wcześniej mieszkali u rodziców, ale postanowili się usamodzielnić. Do tragedii doszło 26 lutego.
<!** reklama>- Tego dnia leżeliśmy na łóżku i oglądaliśmy telewizję. Nagle Magda wstała i powiedziała, że musi wyjść do łazienki - zeznał Michał śledczym. Gdy on bawił się z dzieckiem, ona się powiesiła. Żyli bez konfliktów, na pewno nie kłócili się tego dnia. Magdalena nie miała wrogów. Nikt nie kojarzył jej z jakimikolwiek używkami. Tajemnicę zabrała do grobu. Na ziemi zostali zrozpaczeni bliscy i akta w prokuraturze. „Brak udziału osób trzecich” - zapisano.
<!** Image 3 align=left alt="Image 137868" >Gdy miniesz wiśniowy dom i wieżę ciśnień, zejdziesz ulicą Tysiąclecia w dół, do centrum miasteczka. Odchodzi stąd ulica Piłsudskiego. Wąska, szara, niepozorna. 6 marca życie odebrała tu sobie Danuta. Mieszkała pod numerem 11. Miała 59 lat, żyła samotnie. Powiesiła się na klamce od drzwi.
- Cóż mogę o niej powiedzieć. Miła, sympatyczna kobieta. Tego dnia jeszcze rozmawiałyśmy. Zupełnie normalnie - mówi sąsiadka z naprzeciwka. Znały się tyle czasu. Nigdy by nie podejrzewała...
2 kwietnia przy tej samej ulicy Piłsudskiego, pod numerem 1, powiesiła się Grażyna. Miała 39 lat, męża i gromadkę dzieci. Starszy syn zeznał, że matka nadużywała alkoholu. Już dwa tygodnie wcześniej usiłowała się zabić, ale ją odratował. Tego dnia nie zdążył. Sznur powiesiła na klatce schodowej.
<!** Image 4 align=right alt="Image 137868" sub="Ksiądz kanonik Stefan Schwabe martwi się o swoją parafię. Dobrze pamięta każdą z czterech
kobiet, które w tym roku popełniły samobójstwo.">15 kwietnia linkę w pomieszczeniu gospodarczym w Dębieńcu (wieś w tej samej, radzyńskiej gminie) zawiesił 22-letni Marcin. Szczęśliwie, odciął go brat Adam. Prokuratura odnotowała, że młody mężczyzna przeżywał rozstanie z dziewczyną.
Czarną kobiecą serię w gminie zamyka samobójcza śmierć Bernadety. 58-letnia kobieta odebrała sobie życie we wrześniu. We wsi Wymysłowo.
Obudzić nadzieję
Ksiądz kanonik Stefan Schwabe przyjmuje nas na plebanii. To trzy minuty drogi od ulicy Piłsudskiego. Przegląda parafialne księgi. - Dla mnie, jako dla duszpasterza, to bolesna sytuacja - mówi opiekun parafii pod wezwaniem Świętej Anny. - Jakie mogą być przyczyny tych tragedii? Bezrobocie, bieda, czasem nałogi. A czasem - nie wiedzieć co...
Każdą z czterech kobiet, które w tym roku odebrały sobie życie, pamięta. Jak mógłby nie znać swoich owieczek, szczególnie tych z sąsiedniej ulicy? Przyznaje, że najbardziej męczy go śmierć Magdaleny. Pamięta, jak odwiedzał ją po kolędzie. - Dobre wrażenie miałem. Normalnie funkcjonowała. Ciężko jej krok wyjaśnić - zamyśla się.
Gdy beznadzieja zaczyna być zaraźliwa, zadaniem Kościoła jest budzić nadzieję. W katolicyzmie samobójstwo nadal jest grzechem. „Samobójstwo zaprzecza naturalnemu dążeniu istoty ludzkiej do zachowania i przedłużenia swojego życia. Pozostaje ono w głębokiej sprzeczności z należytą miłością siebie. Jest także zniewagą miłości bliźniego, ponieważ w sposób nieuzasadniony zrywa więzy solidarności ze społecznością rodzinną, narodową i ludzką, wobec których mamy zobowiązania” - czytamy w Katechizmie Kościoła katolickiego (par. 2281)
Nie skazuje już jednak automatycznie, jak to było przez wieki, na wieczne potępienie. „Nie powinno się tracić nadziei dotyczącej wiecznego zbawienia osób, które odebrały sobie życie. Bóg, w sobie wiadomy sposób, może im dać możliwość zbawiennego żalu. Kościół modli się za ludzi, którzy odebrali sobie życie” - tymi słowami kończy się rozdział katechizmu, poświęcony samobójstwu.
<!** Image 5 align=left alt="Image 137868" sub="Sprawę śmierci Małgorzaty Dydo, katechetki z Płużnicy, bada prokuratura">Ks. kanonik Schwabe nie ucieka od tematu. - Na kazaniach (oczywiście, nie na mszach pogrzebowych) przypominam parafianom o tym, że normalnie funkcjonujący człowiek na taki czyn się nie porywa. W rodziny natomiast, których taki dramat dotknął, staram się wlewać nadzieję - mówi.
W tej samej wiosce
Za miedzą, w gminie Płużnica, wiara i nadzieja parafian też wymagają troski. Tylko w tym roku odebrały tu sobie życie trzy osoby. Ostatnie samobójstwo katolikami wstrząsnęło szczególnie, bo życie odebrała sobie katechetka. 38-letnia Małgorzata powiesiła się w pomieszczeniach gospodarczych domu 3 października.
Proboszcz parafii pod wezwaniem Świętej Małgorzaty ani o tym dramacie, ani o samobójstwach w ogóle rozmawiać nie chce. Z trudem udaje nam się go przekonać, by wpuścił nas do środka. Tych, którzy targnęli się na własne życie, chowa podobnie jak radzyński kanonik. Nie tworzy dla nich osobnych alejek, nie żałuje modlitwy. Tematu samobójstw, jak zapewnia, nigdy na kazaniach nie poruszał i poruszać nie planuje.
Był przełożonym Małgorzaty i może dlatego tak nerwowo reaguje na próbę rozmowy. W końcu ktoś mógłby zapytać go o to, o co pytano rodzinę zmarłej, kolegów z pracy, wójta gminy: Dlaczego? Twierdzi, że to pierwsze od dawna i jedyne w tym roku samobójstwo. Nie ma racji.
W tym samym Kotnowie (malutka wieś w gminie Płużnica, gdzie mieszkała katechetka), w maju odebrał sobie życie Marek. Mężczyzna w sile wieku powiesił się na kablu. Od pewnego czasu mieszkał sam. Kilkaset metrów dalej mieszkała jego żona z dziećmi. Znalazł go listonosz.
„Marek S. był człowiekiem z natury spokojnym, niewadzącym nikomu” - odczytuje zeznania wiejskiego listonosza Kazimierz Warnel, prokurator rejonowy z Wąbrzeźna. Z zebranych przez policję i prokuraturę informacji wynika, że mężczyzna sam podjął zamiar, i sam go zrealizował. Tyle.
Więcej o prawdopodobnym motywie śledczy mają do powiedzenia w przypadku samobójstwa, do którego doszło w gminie Płużnica w marcu. We wsi Wiewiórki powiesił się wówczas 52-letni Jerzy. Wiedział, że toczy się postępowanie w jego sprawie. Był podejrzewany o czyny lubieżne wobec piętnastoletniej dziewczyny.
Gdy zostaje list
Prokurator Warnel przekłada kolejną teczkę z aktami. Dużo tego, a to tylko ten rok. Smutny rok. Dla śledczych sprawa jest oczywista, gdy samobójca zostawia list, którego autentyczności nikt nie podważa. „Marek, Monika, Maryla - kocham was” - napisał na kartce elektryk, który pracował w Wąbrzeskim Domu Kultury. 25 czerwca tego roku schował ją do kieszeni kurtki i wszedł na wysokość 5 metrów. Powiesił się na scenie, nad kotarami.
Gdy listu nie ma, śledczy rozpytuje, zbiera informacje i polega na własnej ocenie. Nie rozwiąże jednak tragicznego sekretu Radzynia i Płużnicy.
- Te gminy przewijają nam się przy sprawach samobójczych od lat. Dlaczego? Szukajcie odpowiedzi - kończy Kazimierz Warnel.