<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Każdy jakąś tam ma. Narodową specjalność rozrywkową. Jedni są dobrzy w temacie cyrkowym, inni w musicalu, jeszcze inni w filmach, w których lud miejscowy bije się i kopie po buziach. A my? Byli tacy, którzy widzieli w nas mistrzów w układaniu dywanów piaskowych, i tacy, którzy stawiali na zawody siłaczy. Mówiąc szczerze jednak w tych bardziej popularnych kategoriach rozrywki zaliczamy zwykle stany niskie. Ot, choćby jeśli chodzi o stand up, komediową formułę, za którą przepada Ameryka. Przekonuje nas o tym, niestety, dobitnie polsatowski szlagier tego sezonu, „Stand up. Zabij mnie śmiechem”. Ale i tak brawa dla Polsatu za odwagę w promowaniu sztuki komediowej tyle prostej, co bardzo trudnej.
Bo cóż to jest stand up? Komediowy monolog, często z żartami bardzo na granicy, który wykonawca opiera w dużej mierze na kontakcie z publiką. Jasne więc, że program jest elastyczny - prowokujący i wykorzystujący reakcje widzów - a najważniejszy jest magnetyzm komika. W USA mistrzowie stand up mają status prawdziwych gwiazd, ba, kręci się o nich filmy, jak choćby śmieszno-smutny „Człowiek z Księżyca”, w którym wspaniały hołd Andy’emu Kaufmanowi oddał grający go Jim Carrey.
W Polsce zamiast stand up mieliśmy tradycyjne europejskie kabarety o raczej teatralnej formule, z tekstem profesjonalistów często odgrywanym tylko przez aktorów. I potem parę generacji dziennikarzy przeżywało wielkie rozczarowania, kiedy w trakcie wywiadu próbowało z takiego aktora, co to bawił pół Polski, wykrzesać choćby cień dowcipu...
<!** reklama>Teraz mamy polsatowski wyścig, w którym w rolach prowadzących popisują się kabareciarz Kałamaga i prezenter Kammel, a w loży szyderców siedzą panowie Kryszak i Pazura Cezary. Chcąc nie chcąc, wszyscy też muszą robić swój stand up, z różnym skutkiem. O dziwo, wbrew złośliwemu oczekiwaniu mediów na wielki upadek, broni się Tomasz Kammel. A swoją drogą, to pewnie nie wszyscy wiedzą, że Cezary Pazura to jeden ze speców tego gatunku w Polsce. Setnie ubawił mnie swoim występem jeszcze w czasach, kiedy po świetnym początku kariery utonął w jednakowych rólkach.
A jak tam adepci stand up, wybrani na castingach? Bardzo średnio. Podobnie jak i publika, która dopiero uczy się być współgraczem, a nie biernym odbiorcą, rżącym i rechoczących na żądanie. Były więc i perełki - jak rozprawka pana Kacpra o kobietach - i wpadki, jak występ biednego pana Rafała, któremu ktoś powiedział, że jest śmieszny, jak się szybko rusza i dużo mówi, czy pana Piotra, który uwierzył, że jak poudaje chłopa, to będzie zabawnie, bo wieśniak śmieszny jest.
Przed nami kolejne programy. Kiedyś mistrz Raczkowski na pytanie, z czego Polacy lubią się śmiać, odpowiedział, że z wódki. I miał rację. Kochamy śmiać się z opowieści pijaków, o pijakach, o powrotach z imprez i o tym, jak to się facet obalił. Jedno więc jest pewne - wódki będzie sporo.