Jest pani jedną z najbardziej rozpoznawalnych i powszechnie lubianych osób w Żninie, którym zapadła w serca jako wieloletnia pracowniczka, a później dyrektorka Żnińskiego Domu Kultury.
Ta placówka to całe moje dzieciństwo, młodość, a później zawodowe życie. Wrastałam w to środowisko od przedszkola. Miałam 4 lata kiedy moja mama Gabriela została dyrektorką. To był 1966 rok. Zabierała mnie na spotkania z twórcami ludowymi. Poznałam wielu ludzi, w tym panią Władysławę Adryanową, znaną rzeźbiarkę z Kruchowa, Klarę Prilową z Kcyni, zakochaną wręcz w sztuce ludowej, miała mnóstwo talentów, grała, haftowała, rzeźbiła, Zofię Ktulską, słomkarkę z Annowa, Piotra Wolińskiego, a także Stefanię Boguszyńską. To był dobry, magiczny świat przepełniony życzliwymi ludźmi, była wśród nich Wanda Szkulmowska, która do dziś żyje sztuką ludową. Przyjeżdża na żnińskie Zjazdy Twórców Ludowych, jest niezwykła.
Imię pani mamy, Gabrieli, do dziś wymawiane jest w Żninie z szacunkiem.
Mama naprawdę żyła sztuką i wszystkim co działo się w żnińskiej kulturze. Jej zawdzięczamy jarmarki i Zjazdy Twórców Ludowych. Mam nadzieję, że spogląda na nas z Nieba i cieszy się, że te jarmarki tak się rozrosły. Na początku była to kameralna impreza, z udziałem kilku stoisk. Mama bardzo lubiła ludzi. Za jej czasów przyjeżdżali do Żnina znani artyści z całej Polski, między innymi Czerwone Gitary, Barbara Brylska, bardzo popularna, bo właśnie na ekrany wszedł „Pan Wołodyjowski”, gdzie grała Krzysię. Jacek Lech był wręcz z nami zaprzyjaźniony, a kartkę z napisem „Pani Gabrysi z pozdrowieniami” od Stanisława Mikulskiego, który robił furorę jako Hans Kloss, mam do dziś.
W samym Domu Kultury też tętniło życie.
Trochę smutno się robi, kiedy człowiek sobie uświadamia, że prawie wszyscy pracownicy z tamtych lat już nie żyją. Z wielkim wzruszeniem wspominam Jerzego Schmidta, wspaniałego konferansjera, Gabriela Leśniewskiego, odpowiedzialnego za zespoły ludowe, Zenona Kota, prowadzącego teatrzyk lalkarski, i wielu, wielu innych.
Wróćmy do czasów, kiedy pani kierowała tą placówką.
Do Domu Kultury zostałam przyjęta w 1982 roku, pracowałam 25 lat. To były dobre czasy, w głównej mierze dzięki ludziom, z którymi pracowałam. Stanowiliśmy zespół, który starał się robić wszystko najlepiej jak potrafili.
Do Żnińskiego Domu Kultury przyjeżdżało dużo zespołów, ale w przypadku bluesa zawsze błagała nas pani „nie piszcie, że grają bluesa”. Proszę wyjaśnić dlaczego?
Ponieważ to nie jest tak, że wszyscy lubią wszystko. Ludzie w naszym mieście jakoś dziwnie podchodzili do tego wspaniałego gatunku muzyki, chociaż nie jest on elitarny. Nastraja na pewno melancholijnie, ale człowiek , aby się rozwijać, powinien słuchać różnych rodzajów muzyki. Niestety nie było w naturze żninian chodzić masowo na bluesa.
Czy blues gra w pani duszy?
Jeśli przyjąć taką definicję, że blues to nastrój, kiedy wstajesz rano, pada deszcz, a ty patrzysz przez okno i chce ci się płakać, to czasami tak, jednak z natury jestem pogodna i radosna. Nie żałuję niczego, co spotkało mnie w moim życiu.
MAJA GÓLCZ:
W Żnińskim Domu Kultury pracowała 25 lat. Nie przystąpiła do kolejnego konkursu na dyrektora.
Obecnie pracuje w Muzeum Ziemi Pałuckiej.
Pogodnie nastawiona do ludzi i życia, cieszy ją życzliwość osób, które spotkała na swej drodze.
Jej ulubioną piosenką jest utwór Edyty Gepert pt. „Zamiast”