Radosław Sikorski zasiada w Parlamencie Europejskim od 2019 roku. W ówczesnych wyborach zdeklasował rywali do tej funkcji zdobywając prawie 130 tys. głosów w okręgu bydgoskim. Teraz, kiedy ma ponownie objąć resort spraw zagranicznych, musiałby zrzec się mandatu europosła.
Zgodnie bowiem z tym, co stanowi Kodeks wyborczy, w artykule 334, osoba poseł do PE nie może łączyć tego mandatu z pełnieniem funkcji, m.in. w rządzie RP. Nie można być również europosłem i posłem na Sejm RP. To istotne, zważywszy, że fotel w PE mógłby przejąć po Sikorskim kandydat, który otrzymał na liście Koalicji Europejskiej w 2019 roku drugi wynik. Tą osobą jest Krzysztof Brejza, były senator, obecnie poseł na Sejm RP X kadencji.
Próbowaliśmy skontaktować się z Krzysztofem Brejzą w poniedziałek 11 grudnia, jednak bez skutku. W Sejmie to był intensywny dzień, by wspomnieć tylko expose wygłoszone przez Mateusza Morawieckiego, następnie głosowanie nad wotum zaufania, a potem dyskusję nad kandydaturą Donalda Tuska do sprawowania funkcji premiera.
Zemke wstrzymuje się od deklaracji
Kolejną osobą, która zatem mogłaby zastąpić Radosława Sikorskiego w Parlamencie Europejskim, jest Janusz Zemke, były poseł Sojuszu Lewicy Domokratycznej, były wiceminister obrony narodowej, mający również dziesięcioletnie doświadczenie w pracy w ławach w Brukseli i Strasburgu.
- Nie chcę teraz wygłaszać żadnych deklaracji, komentować sprawy, bo jest za wcześnie. Naturalnym i pierwszym kandydatem do Parlamentu Europejskiego jest w tej sytuacji, rzecz jasna Krzysztof Brejza - mówi Janusz Zemke.
Na sugestię, że jest mało prawdopodobne, iż Krzysztof Brejza miałby teraz porzucić pracę w Sejmie i wyjechać do Brukseli, Janusz Zemke odpowiada: - Przyjdzie czas, żeby sprawę skomentować, na razie nie chcę zabierać głosu, dywagować o moim powrocie do Parlamentu Europejskiego.
Przypomnijmy, że ktokolwiek zasiądzie w ławach PE, nie spędzi tam dużo czasu. Przynajmniej nie w tej kadencji, bo wybory europejskie mają odbyć się w połowie 2024 roku.
