[break]
- Podwyżki opłat za śmieci nie mają związku ze spalarnią odpadów - zapewniał w ubiegłym tygodniu prezydent Rafał Bruski. Przypomnijmy, że spalarnia rusza 1 stycznia. Od tej daty miasto proponuje, żebyśmy płacili za wywóz odpadów segregowanych 13 zł od osoby, a za śmieci zmieszane - 39 zł miesięcznie. To oznacza średni wzrost stawek o 27 procent.
Wczoraj, podczas posiedzenia Komisji Gospodarki Komunalnej Rady Miasta Bydgoszczy prezesi spółdzielni bezpardonowo zaatakowali miasto i jego propozycje. - W cenie jest wzrost opłaty o 1,60 zł od osoby miesięcznie na zagospodarowanie śmieci. Kto dostanie te pieniądze - blisko 400 tys. zł miesięcznie, 4 mln zł rocznie? - pytał Wiesław Gęsikowski, prezes Pomorskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Od 1 stycznia wszystkie odpady - i segregowane, i zmieszane - mają trafiać do miejskiej spółki ProNatura. Jej prezes, Konrad Mikołajski, wyjaśniał wczoraj, że podczas kalkulowania spłat za wartą 520 mln zł spalarnię śmieci brano pod uwagę refundację z tzw. certyfikatów zielonych. To pieniądze, które można pozyskać produkując energię elektryczną - a to ma właśnie robić spalarnia, której budowa kończy się w bydgoskim parku przemysłowym. Miała za to dostawać 8 mln zł rocznie. Spalarnia certyfikatów na razie nie uzyskała.
Sporo zarzutów z powodu podniesienie cen uderzyło w prywatne firmy śmieciowe. - Przypomnę, że w imię wymagań miasta wszystkie pojemniki mają być wymienione, wyposażone w czujniki, a pojazdy w system identyfikacji - mówi dr Grzegorz Hoppe, prezes bydgoskiego Remondisu. - To koszty, które spoczywają na nas. W skali miasta to suma 7 mln zł. W dodatku miasto ogłosiło przetarg na okres 4 lat, a system ma wyglądać zupełnie inaczej. Musimy kalkulować. Podwyżka zbliża się mniej więcej do poziomu inflacyjnego w tym okresie.
