<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/bobbe_slawomir.jpg" >Sytuacja pracownika kancelarii gońców z ratusza wywołała spory oddźwięk wśród naszych czytelników i samych pracowników ratusza.
Głos tych, którzy kontaktowali się z redakcją, jest raczej zgodny - w Urzędzie Miasta daleko jest do standardów wzorcowego zarządzania kadrami. Pojedynczy głos nie ma znaczenia, ale gdy głosy układają się w zgodny chór, trzeba zadać pytanie - czy to, co dzieje się w ratuszu, zmierza w dobrym kierunku?
<!** reklama>
Dla niektórych zamek zainstalowany niedawno w drzwiach prezydenckiego gabinetu był tylko symbolem tego, co się w urzędzie dzieje. A pracownicy twierdzą, że „góra” jest zupełnie oderwana od rzeczywistości i nie wie nawet, co dzieje się na dole. Najbardziej zawiedzeni są ci, którzy zachwycili się hasłami z prezydenckiej kampanii, podczas której Rafał Bruski obiecał nowe otwarcie w urzędzie.
To dzięki tym hasłom wielu urzędników oddało na niego swój głos. To głos, z którym trzeba się liczyć, bo w ratuszu pracuje ponad 1000 osób. Owszem, poza kilkoma pretorianami poprzednika nie zwolnił wielu urzędników, co uznają za plus, ale też nie dał im tego, co obiecywał - możliwości wykazania się na stanowisku, samodzielności, kreatywności i wzięcia odpowiedzialności za swoje decyzje.
Gdy zewsząd docierają informacje, że procesy decyzyjne w urzędzie są sparaliżowane przez wszechogarniającą biurokrację, to powinna zapalić się w gabinecie prezydenta czerwona lampka. Zwłaszcza gdy coraz więcej więcej urzędników zaczyna tęsknić do poprzedniego pryncypała i otwarcie o tym mówić.