Do zdarzenia doszło w niedzielę, 6 września. Po godzinie 19 bydgoska policja odebrała zgłoszenie, że palą się dwa stragany przy ulicy Artyleryjskiej nieopodal cmentarza Nowofarnego. Drewniane budy z roletami poszły z dymem. Zostały tylko ceglane podmurówki.
- Wstępne oględziny wykazały, że doszło do zaprószenia ognia, a jego źródło znajdowało się wewnątrz zamkniętego straganu. Więcej będziemy wiedzieć, gdy otrzymamy opinię biegłego - mówi nadkom. Maciej Daszkiewicz z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
W piątek na miejscu uwijała się ekipa budowlana, która rekonstruuje stragany. A wśród handlarzy aż huczy od domysłów. - Nie wiem, kto to zrobił, ale sam ten pożar nie wybuchł. Boję się, bo skąd mam wiedzieć, co komu strzeli do głowy? Kilka lat temu też tu się paliło - mówi starsza kobieta siedząca wśród zniczy i wieńców.
Inna sprzedawczyni, zapytana czy mogło chodzić o wymuszenie haraczu, gwałtownie zaprzecza: - Żadne haracze, żadne bzdury, nigdy czegoś takiego nie było. A co było? Najlepiej wiedzą osoby, które to zrobiły. Ten, co to zrobił, to w końcu taki wpier... dostanie, że ze szpitala nie wyjdzie - tak kobieta odnosi się do pytania o pożar sprzed kilku lat. Pytana, kogo ma na myśli, nie chce podać nawet ksywki.
- Wie pan, co powiedział właściciel straganu, jak się zaczęło palić? „O Boże, co ja zrobiłem”? - mówi inny sprzedawca. Dwie kobiety siedzące w pobliżu twierdzą, że ludzi krzywdzą posądzenia o jakieś porachunki: - Do dziś musimy się tłumaczyć, że nie było haraczy...
A co na to właściciel spalonych bud? - Z mojej strony nie było winy, to wiem na pewno. Ale wcześniej ktoś pomalował mi stragany sprejem. Konkurencja? Może tak, może nie, a może jeszcze co innego - kończy pan Mieczysław.