Fundacja Yakiza zapowiada szturm na kasę wojewódzkiego konserwatora zabytków i zwycięstwo w wyścigu po unijne pieniądze. Wszystko dla synagogi.
<!** Image 2 align=right alt="Image 38965" sub="Remont dachu fordońskiej synagogi do prostych nie należy, ponieważ wymaga kapitalnej renowacji. Ale ekipa dekarzy (na zdjęciu z prawej Mariusz Chełminiak) zapewnia, że z robotą uwinie się za półtora tygodnia. ">W fordońskiej synagodze ruszyły prace, które uratują zabytkową więźbę dachową przed całkowitym zniszczeniem i przegniciem. Postarała się o to bydgoska fundacja Yakiza, którą wsparł 50 tysiącami złotych miejski konserwator zabytków.
- Zorganizowaliśmy też dachówki z rozbiórki, które posłużą do remontu - opowiada Jacek Puzinowski, jej szef.
Przycisną konserwatora
Takie pieniądze pomogą zaledwie zabezpieczyć budynek przed degradacją, ale nie przywrócić mu dawną świetność.
- W przyszłym roku „przyciśniemy” konserwatora wojewódzkiego. Mam nadzieję, że tym razem uda nam się go przekonać, by dał nam więcej pieniędzy - zapowiada szef Yakizy.
<!** reklama left>- Mam wiele szacunku dla tych ludzi. Wziąć na swoje barki remont takiego budynku to wielka odwaga. Wiem, że jest w fatalnym stanie - potwierdza Marek Rubnikowicz, wojewódzki konserwator zabytków. - Trzeba się synagogą pilnie zająć, bo to jeden z nielicznych tego typu budynków w naszej części kraju. Wnioski o fundusze muszą być jednak prawidłowo wypełnione, potrzebny jest program konserwatorski. Szkoda, że przez tyle lat Bydgoszcz nie zrobiła nic, żeby budowlę odrestaurować.
Być może jednak karta się odwróci i do fundacji popłyną szerszym strumieniem pieniądze na remont. - Jest szansa na podpisanie umowy o współpracy z instytucją, która pomoże nam w pozyskiwaniu unijnych pieniędzy. Nazwy nie wymienię, bo się wystraszą - śmieje się Jacek Puzinowski.
Nie tylko brakuje kasy
- To nie jest tylko kwestia pieniędzy, choć są bardzo ważne. Brakuje bowiem dobrej organizacji służb ochrony zabytków. Ludzie odchodzą z zawodu, nie ma specjalistów, którzy mogliby taką renowację prowadzić. Dotyka nas to, co całą branżę budowlaną - twierdzi konserwator.
Fundacji udało się jednak znaleźć brygadę dekarzy, którzy podjęli się roboty. - Na razie stawiamy rusztowania, bo więźba jest bardzo wysoko - mówi Paweł Mielcarek, jej szef. - Sprawa jest bardzo trudna, do wielu miejsc ciężko jest dotrzeć. Próbujemy od zewnątrz i od środka, ale najpierw ustawiamy zabezpieczenia i system asekuracji dla ludzi. Myślę, że prace potrwają około półtora tygodnia, bo dach jest do kapitalnego remontu, włącznie z jego więźbą.