Nie brakowało incydentów wyborczych. Oto niektóre - odnotowane na terenie Kujawsko-Pomorskiego i w Polsce.
Przewodniczący jednej komisji w Toruniu stawił się w niedzielę rano w lokalu wyborczym pod wpływem alkoholu.
27-latek miał 2,62 promila. Komisja miała nr 100. Całkiem możliwe, że jej szef wypił setkę albo i dwie. Wykluczono go ze składu komisji, następnie szybko wybrano nowego przewodniczącego.
Kandydat bez twarzy
Nowa Wieś Królewska, gm. Płużnica, w powiecie wąbrzeskim. Nieznany sprawca wyciął twarz kandydata z banera wyborczego, zawieszonego na ogrodzeniu posesji, a resztę zostawił. Obok znajdowały się plakaty dwóch innych kandydatów. Sprawca ich nie tknął.
Do podobnej sytuacji, jak w Toruniu, z alkoholem w tle, doszło w Warszawie. Przewodniczący komisji uszkodził inne auto, gdy manewrował na parkingu. A to pech - zmotoryzowany patrol przejeżdżał i zauważył stłuczkę. Wyszło na jaw, że mężczyzna ma 2,5 promila alkoholu w organizmie. Też trzeba było wybrać innego przewodniczącego.
Powiało grozą. Na korytarzu przed lokalem wyborczym w Krakowie ktoś zostawił reklamówkę. W środku znajdowała się broń pneumatyczna i ciśnieniowa. Ustalono właściciela tej broni. To osoba, która z nietypowym wyposażeniem wybrała się na głosowanie. Tyle, że do lokalu nie chciała wchodzić z workiem.
Płyn do popicia
W Kaliszu członkini komisji zafundowała sobie istny prysznic płynem dezynfekującym. Strumień spryskiwacza kierowała nie tylko na ręce, ale też na twarz, włosy, odzież.
A propos płynu dezynfekcyjnego: starszy pan wchodził do lokalu wyborczego. Najpierw, jak należało, spryskał dłonie specyfikiem. Potem napił się tego płynu. Na szczęście nie zdążył łyknąć go dużo. Towarzysząca seniorowi seniorka uderzyła mężczyznę w ramię, odciągnęła go od stolika z butelką.
Zdarzenie zarejestrowała kamera telewizji. Dziennikarze akurat przyjechali kręcić materiał o głosowaniu. Starszy pan stał się mimowolnym bohaterem filmiku.
Ich troje
Przedwyborczą sobotę w pracowity sposób spędzili trzej panowie z Wałbrzycha. To mężczyźni, zatrudnieni w tutejszej straży miejskiej. Nie byli oznakowani: nie mieli mundurów, poruszali się prywatnym autem, zaś nie służbowym radiowozem. Jeździli po mieście i zdejmowali afisze wyborcze różnych kandydatów. Łącznie - 39 plakatów.
Potem tłumaczyli, że robili to na polecenie przełożonych. A przełożeni wprost nie potwierdzają.
