Piłkarscy fachowcy byli zgodni. Miał talent porównywalny do Bońka i Miłoszewicza. Niestety, jego kariera potoczyła się trochę inaczej.
<!** Image 2 align=right alt="Image 57571" sub="1973 rok. Jan Stypułkowski (z lewej) jako zawodnik KKS Brda odbiera wyróżnienie w plebiscycie na „złotą dziesiątkę” sportowców kolejarzy. /Fot. Archiwum">Jan Stypułkowski urodził się w starej dzielnicy kolejowej. Wolny czas spędzał na boisku SP nr 3 przy ul. Sobieskiego, gdzie z kolegami rozgrywał mecze o mistrzostwo dzielnicy.
Był żywy i przewodził grupie rówieśników. Ich amatorski turniej zza płotu obserwował pan Józef Wadowski. Szukał utalentowanych chłopców do kolejowego klubu sportowego Brda. W ten sposób dwunastoletni Janek Stypułkowski w 1966 roku trafił do grupy pana Gliszczyńskiego, piłkarskiego przedszkola.
Mieczysław Ceglarski (trampkarze) i Zbigniew Stalmirski (juniorzy), to kolejni trenerzy, którzy szlifowali piłkarski diament. Mając 17 lat na stałe awansował do drużyny seniorów. W barwach Brdy zdobył wicemistrzostwo okręgu trampkarzy (1969 r.), a w 1972 roku jako kapitan, poprowadził reprezentację Bydgoszczy juniorów do zwycięstwa w Pucharze im. dr. J. Michałowicza (Bydgoszcz - Katowice 1:0). Jesienią tego samego roku bydgoskie nadzieje pokonały w Inowrocławiu reprezentację Rumunii 1:0, a bramkę zdobył Stypułkowski.
<!** reklama left>Wiosną następnego roku w nagrodę za zdobycie Pucharu Michałowicza pojechali na międzynarodowy turniej wielkanocny do Brukseli. W stawce 16 renomowanych drużyn Europy okazali się najlepsi! Te sukcesy długowłosego 19-latka zwróciły uwagę fachowców. Został powołany na obóz kadry juniorów, ale śląscy rywale pamiętali porażkę w finale Pucharu dr. J. Michałowicza i nie pozwolili mu przebić się do reprezentacyjnej jedenastki. Gdy latem 1973 roku trener Brdy, Stanisław Mątewski, odchodził do Zawiszy, jego śladem podążył Stypułkowski. Nikt nie miał wątpliwości o wielkim talencie piłkarza. Potrzebna była zmiana klubu, który gwarantowałby rozwój kariery.
Zawisza - kolejny etap
- W nowym klubie zostałem życzliwie przyjęty przez kolegów i szybko zaaklimatyzowałem się w II-ligowej drużynie, którą prowadził Edward Wojewódzki, a pomagał mu węgierski kolega Christoper Scharle - wspomina tamte chwile.
Później zespół przejął Bronisław Waligóra, a zespół ocierał się o I ligę. Jednak dopiero gdy drużynę jesienią 1976 roku przejął Wiesław Gałkowski, Zawisza po dramatycznym finiszu, wiosną następnego roku wygrał bitwę o ekstraklasę. Na wniosek trenera Gałkowskiego, wychowanek Brdy został kapitanem I-ligowego zespołu. Miał 22 lata i należał do najmłodszych w Polsce. Był ulubieńcem bydgoskich kibiców, którzy ułożyli i śpiewali o nim piosenkę. Jednak, mimo dzielnej postawy, Zawisza został zdegradowany do II ligi. Najmilej nasz bohater wspomina bydgoski mecz ze sławnym Górnikiem Zabrze (1:1).
- Około 50 tysięcy widzów szczelnie wypełniających widownię, koronę stadionu, a także bieżnię wokół boiska stworzyło niesamowitą atmosferę. W takiej scenerii niezwykłe widowisko długo się pamięta - wspomina tamten pamiętny mecz nasz bohater.
Dodajmy, że bramkę dla Zawiszy strzelił Kuryło, a dla Górnika Gorgoń w rzutu karnego.
Nowy trener, nowa koncepcja
Po spadku do II ligi nowym trenerem został Wojciech Łazarek, który zadeklarował powrót po roku zespołu do ekstraklasy. W tym celu ściągnął kilku piłkarzy z Gdańska: Mojsę, Kupcewicza i Cirkowskiego.
Odtąd nie układała się współpraca Janka z nowym szkoleniowcem. Dlatego długo się nie zastanawiał nad zmianą barw. Przyjął ofertę od II-ligowego Stilonu Gorzów, który trenował eksbydgoszczanin Eugeniusz Ksol. Trzyletni pobyt w Gorzowie piłkarsko dojrzały Stypułkowski wspomina pozytywnie, chociaż... - Liczyłem na znacznie większy sukces na zielonej murawi - ocenia czas spędzony w Gorzowie.
Drużyna miała solidne oparcie w największym przedsiębiorstwie regionu i dlatego nie miała finansowych problemów. Lukratywne kontrakty były magnesem dla piłkarzy z całej Polski. Ale 3-letnia rozłąka z rodziną miała negatywne strony. Wędrowne ptaki, jakie ściągnęły do Gorzowa, przywiodły również swoje negatywne zachowania. Klubowy hotel nie stanowił rodzinnego oparcia i hamulca do beztroskiego życia. Sfrustrowany nasz bohater wrócił do Bydgoszczy. Na odległość obserwował wspaniale rozwijające się kariery Bońka (Widzew), Miłoszewica (Legia) i Majewskiego (Legia).
Trudno dzisiaj zrozumieć, dlaczego wybrał opcję Gorzowa, która okazała się dla niego zgubna. Po powrocie do rodzinnego miasta grał w mającym II-ligowe aspiracje Chemiku, ale to był już szczyt jego możliwości.
Zagrali dla Janka
Pogłębiającą frustrację topił, niestety, w alkoholu.
- Zawsze znaleźli się chętni kolesie, którzy chcieli posłuchać moich opowieści. A przecież przeżyłem sporo na piłkarkich boiskach - mówi Stypułkowski.
Odcinał kupony od mijającej sławy. Wrócił do swojego pierwszego, biednego klubu, w którym stawiał pierwsze kroki w futbolu. Ale to była już inna gra, którą obserwowała grupka tych samych kibiców. Tracił to wszystko, co osiągnął dzięki piłce. Świetnie zapowiadająca się kariera piłkarska dobiegła końca.
Bydgoscy dziennikarze jeszcze raz przypomnieli o piłkarskim talencie, jakim był niewątpliwie Janek Stypułkowski. Podjęli wspólną akcję rozegrania meczu Zawisza - Elana Toruń, z którego dochód przeznaczyli na operację stawu biodrowego. Spotkanie odbyło się na stadionie wojskowych 3 października 1995 r. Obydwa zespoły prowadzili jego byli szkoleniowcy: Bronisław Waligóra i Wiesław Gałkowski. Obecny był sam bohater, gorąco przywitany przez swoich kibiców. Przyjechał z Domu Opieki Społecznej w Wysokiej koło Raciąża niedaleko Tucholi, gdzie przebywa do dzisiaj. Szlachetna akcja przyniosła spodziewany efekt. Endoproteza umożliwiła Jankowi samodzielne chodzenie.