Prezydent musi umieć powiedzieć rządowi „nie” - uważa Andrzej Duda [wywiad]

Kampania prezydencka jest dla Pana zapewne męcząca. Pokonuje Pan dziennie setki kilometrów, spotyka się z mieszkańcami małych i dużych miast, ponieważ...
[break]
Zależy mi na odwiedzeniu wszystkich zakątków Polski, bo chcę się spotkać z Polakami, moimi rodakami tam, gdzie mieszkają. Będę rozmawiał o tym, jakie mają oczekiwania, jakie mają problemy i jak, ich zdaniem, powinien pracować prezydent. Zamierzam przedstawić im swoją wizję prezydentury, powiedzieć, co prezydent może i co powinien zrobić dla Polski.
Co zatem prezydent może i powinien zrobić?
Może bardzo wiele, to jest długi wywód...
Ale mówi Pan, że zamierza zmienić styl obecnego sprawowania władzy. Na jaki?
Tak. Chcę to zmienić. Uważam, że obecny prezydent jest bardzo pasywny. Konstrukcja prezydentury w Polsce jest oparta na dwóch filarach. Z racji tego, w jaki sposób prezydent jest wybierany (a wybiera go naród) otrzymuje mandat i szczególne zobowiązania wobec społeczeństwa. Powinien być otwarty na potrzeby społeczne. Nie może nikogo wykluczać. Jeżeli przychodzą przedstawiciele reprezentatywnych grup społecznych, jeśli protestują, mają jakieś inicjatywy, powinno się z nimi rozmawiać. Prezydent musi dostrzegać wszystkich. Naturą demokracji jest przecież to, że ludzie mają różne poglądy - nie wolno za nie nikogo skreślać. Niestety, dzisiaj tak się dzieje.
Pan też ma określone poglądy. Często odwołuje się Pan do wiary i historii. Co z ludźmi, którzy nie hołdują tradycjom chrześcijańskim?
Jeśli będą mieli jakieś propozycje, to będę z nimi rozmawiać. Jestem gotów do prowadzenie otwartej dyskusji. Nie wykluczę absolutnie nikogo, kto będzie myślał inaczej niż ja.
Poza tym?
Prezydent musi umieć przeciwstawić się rządowi, gdy ten przez parlament próbuje przeforsować niekorzystne dla obywateli ustawy. Prezydent powinien w takich przypadkach mówić „nie”, bo to właśnie jemu Polacy zaufali. Prezydent Bronisław Komorowski powinien powiedzieć „nie” wobec podwyższenia wszystkim Polakom wieku emerytalnego...
Ale prezydent jest powiązany politycznie z partią, która sfinansowała jego kampanię wyborczą i, która go wspiera. Czasami więc słucha partyjnego lidera.
Bez przesady, tak być nie powinno! Ale, niestety, po pięciu latach prezydentury Bronisława Komorowskiego, można przypuszczać, że tak jest. Nie zawahał się nawet wtedy, kiedy składał podpis pod ustawą podwyższającą wiek emerytalny oraz podatek VAT.
Odda Pan legitymację PiS?
Oczywiście. Wystąpię z Prawa i Sprawiedliwości w momencie, kiedy naród zadecyduje, czy chce, bym został prezydentem... Po to, by zająć się polityką, zrezygnowałem z pracy na uczelni i w kancelarii. Chcę ją realizować z pełną odpowiedzialnością za słowo.
Przed czym zamierza Pan chronić Polaków?
Polskie społeczeństwo i państwo należy chronić przed takimi aktami prawnymi jak niedawno dyskutowana konwencja antyprzemocowa. Polskie prawo już przewiduje ochronę przed przemocą w rodzinie. Problem polega na tym, że próbuje się wprowadzić do polskiego systemu prawnego nowe pojęcia, które są obce naszej tradycji i kulturze. Przykładem może być stosowanie terminu płeć społeczno-kulturowa.
Gdyby był Pan na miejscu prezydenta Bronisława Komorowskiego, ratyfikowałby Pan taką konwencję?
Nie.
Czy, Pańskim zdaniem, tożsamość Polaków jest zagrożona?
W pewnym sensie tak. W polskich szkołach ogranicza się naukę historii, zmienia kanon lektur, eliminując te dzieła, które uczą postaw patriotycznych. Dlatego, jeśli zostanę prezydentem, powołam Narodową Radę Rozwoju, która będzie miała pieczę nad szkolnictwem wszystkich szczebli