Pisałbym więc dziś o grasującym w naszym województwie wilku z głową prokuratora Piotrowicza lub wymyślił lisa z walecznym sercem ministra Błaszczaka.
Gdyby nie Jarosław Kaczyński nie wszedłbym do redakcji z PiS-owskim pozdrowieniem: Czołem mordy zdradzieckie, kochane - to ostatnie dodałem, by z fasonem przyjąć cios pod adresem moim oraz kierownictwa: - Jesteście kanaliami - usłyszałem od grupy redaktorek. Dokładnie jak w Sejmie. Po załatwieniu spraw służbowych pożegnaliśmy się tradycyjnym „won”, nie oszczędzając kobiet, które szarpaliśmy i całowaliśmy szarmancko po kończynach z charakterystycznym dla prezesa PiS mlaśnięciem. Nigdy nie zdobyłbym się na ten eksperyment gdyby nie fakt, iż jako szef redakcji mam z tyłu głowy PiS-owski walec, który w kilkadziesiąt godzin zdemolował polskie sądy, bo jeśli dziś wymiar sprawiedliwości, to jutro media, tak czy inaczej pierwszą lekcję Kaczyńskiego savoir-vivre’u mamy w redakcji już za sobą.
Polub "Express" na Facebooku