MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Premier i ojciec dyrektor

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Po przerwie na oddech i przegrupowanie przed prezydencką dogrywką w Bydgoszczy rozpoczął się czas targu, w którym symboliczne klepnięcie w plecy i uścisk dłoni wymienia się na konkretne miejsca przy korytku. A także czas poszukiwań autorytetów, zdolnych przekonać nieprzekonanych do tej pory wyborców.

Po przerwie na oddech i przegrupowanie przed prezydencką dogrywką w Bydgoszczy rozpoczął się czas targu, w którym symboliczne klepnięcie w plecy i uścisk dłoni wymienia się na konkretne miejsca przy korytku. A także czas poszukiwań autorytetów, zdolnych przekonać nieprzekonanych do tej pory wyborców.

<!** Image 2 alt="Image 161936" sub="Wczoraj kandydaci na prezydenta Bydgoszczy wzięli udział w telewizyjnej debacie Fot. Tymon Markowski">

Początkowo inicjatywa była zdecydowanie po stronie kandydata PO. Do Bydgoszczy znów zaczęli pielgrzymować platformiani ministrowie i każdy z nich, jak biblijni trzej królowie, niósł jakąś dobrą, choć, jak proroctwo, niekonkretną nowinę.

Zwieńczeniem tej pielgrzymki była przed tygodniem wizyta samego Donalda Tuska. Jak na sienkiewiczowską kolubrynę, która miała przesądzić wynik oblężenia ratusza przez wojska Rafała Bruskiego, premier/szef PO spisał się raczej kiepsko. Niewiele ponad godzinę wygospodarowane na Bydgoszcz po drodze z Łodzi do Warszawy, krótka konferencja prasowa, mętna obietnica budowy trasy S5 i hajda z powrotem na lotnisko. Rozumiem, że pan premier/szef PO zajęty, ale czy bardziej niż na przykład osiem lat temu Leszek Miller? Też zjawił się w Bydgoszczy tuż przed wyborami. Ściskał wtedy dłoń Romana Jasiakiewicza, ówczesnego prezydenta miasta, tudzież kandydata na prezydenta popieranego przez komitet SLD. Różnica między wizytą Millera i Tuska jest taka, że ten pierwszy przynajmniej udawał, że w Bydgoszczy interesuje go coś więcej niż zwycięstwo partyjnego kandydata. Pamiętam, że „Kanclerz” Miller spacerował wtedy po starówce, zaglądał do sklepów. Kupił nawet jakieś drobiazgi dla wnuczek. Koniec końców, efekt był taki, że Roman Jasiakiewicz... przerżnął grę o prezydenturę z Konstantym Dombrowiczem, mimo że po pierwszym głosowaniu miał nad nim przewagę - zdawałoby się - miażdżącą, bo przekraczającą 25 procent. Może więc dla Bruskiego lepiej, że premier/szef PO przemknął tylko jak zjawa przez Bydgoszcz na trasie lotnisko - hotel - lotnisko.

<!** reklama>

W ostatnich dniach inicjatywa przeszła jednak w ręce Konstantego Dombrowicza. Podczas gdy konkurent oglądał w pubie mecz Barcelony z Realem (ciekawe, czy Katalończycy wiedzą, czyim zaciśniętym kciukom zawdzięczają to 5:0), urzędujący prezydent urzędował gdzieś w zaciszu gabinetów z Kosmą Złotowskim i bydgoską elitą PiS. I tak doszło do widowiskowego pojednania dla walki ze wspólnym wrogiem. Znów się kłania historia sprzed ośmiu lat. Cud nad Brdą w postaci zwycięstwa Dombrowicza nad Jasiakiewiczem nie tyle miał wtedy związek z wizytą premiera Millera, co ze zgodnym poparciem dla Dombrowicza ze strony trzech kolejnych kandydatów, którzy wprawdzie nie przeszli do II tury, ale w pierwszej zebrali łącznie prawie 30 proc. głosów. Byli to wspominany wyżej Kosma Złotowski (wówczas również kandydat PiS), Ewa Stępień (kandydatka Ligi Polskich Rodzin) i Bogdan Dzakanowski (Bydgoska Liga Rodzin). Teraz najbardziej na razie spektakularnym efektem wsparcia PiS dla Konstantego Dombrowicza jest długi, prawie półgodzinny wywiad, jakiego kandydat udzielił Radiu Maryja. Wywiad ten zaprowadził Dombrowicza przed sąd, w trybie wyborczym, na wniosek Rafała Bruskiego (piszemy o tym na str. 4). Niech sąd też rozstrzyga, czy są w bydgoskim PO oligarchowie, ostrzący sobie zęby na szpital miejski. Mnie natomiast, jako dziennikarza, bardziej zainteresowało co innego. Wywiad w Radiu Maryja nie był reklamą wyborczą. Konstanty Dombrowicz kilkarotnie podkreślał w nim swą uczciwość, czyste ręce itp. I temu byłemu dziennikarzowi, człekowi prawemu i prostolinijnemu, nie przeszkadzało, że dziennikarz prowadzący z nim rozmowę na antenie, rozpoczyna od pytania: „W jaki sposób zadziałano, by podważyć Pana autorytet?”. A następnie dobrotliwie pozwala bohaterowi wywiadu wyrzekać na chciwą PO i chwalić się swymi dokonaniami, jeszcze go do tego zachęcając krótkimi wtrętami w rodzaju: „Ale przecież wiele już [w Bydgoszczy] zostało zrobione...”. Mój ty Boże, to takie jest dziś uczciwe dziennikarstwo?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!