Jarosław Pozorski z Bydgoskich Morsów zaczął w 2010 roku, choć kontakt z zimną wodą, nieco bardziej przypadkowy, miał dużo wcześniej. – Od najmłodszych lat wędkuję, zwykle jesienią. Jeszcze, gdy miałem naście lat, wpadłem do zimnej wody i nagle przestałem chorować. Potem parę razy się „skąpałem” i nigdy mi to nie zaszkodziło – nie było żadnego zapalenia płuc, którym zawsze się nas straszyło – mówi.
Do morsowania, ale bardziej planowanego, powrócił w wieku 40 lat. O spotkaniach w Pieckach powiedział mu znajomy z pracy. Dał się namówić, choć za pierwszym razem entuzjazm nieco mu zaszkodził. Nie posłuchał rady kolegi, aby pobyć w przeręblu chwilę i wyjść – wszedł kilka razy, a później miał problem, żeby się ogrzać.
Morsy hartują się w Pieckach pod Bydgoszczą. Zobaczcie zdjęc...
– Zebrało się nas wtedy około 20 osób, ja w tej grupie jako nowicjusz. Było ognisko na lodzie, grupa fajnych ludzi – spodobało mi się i morsuję do dziś. W tym roku w Pieckach bywam gościnnie, bo odwiedzam także znajomych z innych stron Polski. Morsowanie pozwala poznać mnóstwo świetnych osób. Na takich spotkaniach można powspominać dawne czasy – zachwala.
Parę lat temu na morsowaniu w Pieckach zaczęło pojawiać się około 50 osób. Szczyt popularności widoczny był w okresie pandemii, gdy w ten sposób zastępowano inną aktywność fizyczną. Plaże wokół Bydgoszczy zimą przeżywały prawdziwe oblężenie.
Teraz frekwencja jest już mniejsza, wróciła do wcześniejszego stanu, lecz tego, że morsowanie wciąż jest w modzie, dowodzą liczby – w ubiegłym roku na zlocie w Mielnie pojawiło się ponad 8 tys. osób. W lutym odbędzie się tam dwudzieste, jubileuszowe spotkanie, na którym może paść nowy rekord.
Pan Jarosław minusów morsowania nie widzi – zdrowie jest lepsze, organizm łatwiej zwalcza przeziębienie, a gdy to się jednak przytrafi, jest krótkie – zwykle zaledwie 2 czy 3-dniowe. – Zima stała się przyjemniejszym okresem. Gdy sezon się kończy, to już nie możemy doczekać się kolejnego – stwierdza.
Najtrudniejszy pierwszy krok
Gdy ktoś raz spróbuje morsowania, najczęściej zostaje na dłużej. Gdy ktoś raz spróbuje morsowania, najczęściej zostaje na dłużej, doceniając m.in. przyjemność przebywania w grupie. Wiele osób w rozmowach to właśnie przyjaźnie zawarte w tych nietypowych warunkach wymienia na pierwszym miejscu, a dopiero później wskazuje na walory prozdrowotne.
– Od dłuższego czasu chciałam morsować, ale pierwszy raz odważyłam się 5 lat temu. Zaczęłam kameralnie, z koleżanką, przygotowując się kąpielami od września. Wtedy mieszkałam w Łebie, więc najpierw było morze. Spróbowałam we wrześniu, bo chodziło o to, aby nie doznać szoku w zimnej wodzie. Teraz morsuję systematycznie, jesienią i zimą w każdy weekend, czasem w tygodniu – mówi pani Wioletta, która na początku 2022 roku zamieszkała w Bydgoszczy.
Z Morsów Łebskich trafiła do grupy, która organizuje morsowanie nad jeziorem w Pieckach. Spotykają się tam Morświry, Bydgoski Klub Morsa, Bydgoskie Morsy czy grupa Zielony Pelikan Adventure. – Zdecydowanie jest lepiej, gdy jest więcej ludzi, bo każdy każdego pilnuje, gdyby coś niepokojącego się działo – to przede wszystkim bezpieczniejsze. Poza tym to miejsce, gdzie można znaleźć przyjaciół – zloty morsów to świetna sprawa. Organizowane są bale integracyjne i inne wspólne imprezy – dodaje.
Pani Wioletta, od kiedy zaczęła morsować, nie choruje, nie łapie żadnych przeziębień i ogólnie czuje się dużo lepiej. Kąpiele w zimnej, a czasem lodowatej wodzie, poleca każdemu, kto nie ma żadnych przeciwwskazań medycznych. Morsowania nie zaleca się osobom z chorobami serca lub problemami z układem krążenia. W przypadku wątpliwości, najlepiej skonsultować się z lekarzem.
Morsować każdy może
Wśród miłośników kąpieli w zimnej wodzie od lat trwa akademicka dyskusja o tym, od jakiej temperatury zaczyna się morsowanie. – Na zewnątrz musi być minus i to taki dobry. Wtedy można mówić o stuprocentowym morsowaniu, czuć dużą różnicę. W ostatni weekend woda miała około 3 stopni, na zewnątrz było plus 4, więc skórka była już czerwona jak po solarium – opisuje pan Jarosław.
Sam zachęca każdego do spróbowania. Sam widział wiele przypadków, gdy ktoś przez lata był tylko towarzyszem rodziny, robił z boku zdjęcia, by w końcu przełamać pierwsze lody i zostać w zimnej wodzie na dłużej. Inny mężczyzna z kolei morsował latami, a po roku przerwy nie potrafił wrócić do zimnej wody. W końcu udało mu się przełamać, choć wymagało to sporego wysiłku. – Ograniczenia tkwią tylko w naszych głowach – zapewnia przedstawiciel Bydgoskich Morsów.
