W dwa miesiące po największej klęsce wyborczej od 20 lat, SLD podejmuje próbę powstania z kolan. Mężem opatrznościowym lewicy ma być 65-letni Leszek Miller, polityk mający na koncie wielkie sukcesy, takie jak zwycięstwo wyborcze w 2001 roku czy wprowadzenie Polski do UE, oraz dotkliwe porażki, jak upadek swojego rządu po aferze Rywina czy nieudany start do parlamentu z list Samoobrony.
<!** Image 2 align=right alt="Image 182881" sub="Słyszałem wiele deklaracji, że przyszedł czas, by zakończyć różne wojenki i spory, i skonsolidować partię - mówi Leszek Miller. fot. Jarosław Antoniak/mwmedia">Politycy Sojuszu Lewicy Demokratycznej uważają, że teraz może być już tylko lepiej. Czy jednak są podstawy do takiego optymizmu? - SLD trzeba uratować najpierw przed samym sobą dlatego, że wewnętrzne konflikty przekroczyły granice normalności - zauważył w radiowej „Jedynce” były premier Józef Oleksy, który był gościem konwencji. - Leszek Miller ma biografię i autorytet, który bardzo utrudni takie intrygi.
Kierunek ma słuszny
- Na razie nie wiadomo, w jakim kierunku pójdzie Sojusz - mówi dr Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. - Nie widać też, aby Leszek Miller miał skuteczną receptę na zwiększenie popularności SLD. Obrał jednak dobry kierunek, skupiając się na wewnętrznej konsolidacji partii. Nawołuje byłych członków do powrotu, nie będzie otwierania nowych pól konfliktu, nowy szef raczej będzie starał się przyciągać różne frakcje. Dlatego nie spieszyłbym się z twierdzeniem, że Miller będzie tym, który wyprowadzi sztandar SLD. Najpierw musi jasno określić kierunki działania i zastanowić się, jak pozyskać wyborców. A ponieważ jest politykiem o dużym doświadczeniu, wcale nie musi przegrać.
Partia to nie klub kawiarniany
Dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, uważa, że Leszek Miller zostając szefem partii, bynajmniej nie godzi się z rolą „pokrzepiciela” lewicowych serc, obliczoną na krótki czas. Z pewnością będzie starał się utrzymać stanowisko wygrywając prawybory w Sojuszu. - Przedtem jednak musi zlikwidować kawiarniany klub dyskusyjny, jakim w ostatnich latach stał się SLD - stwierdza na antenie TOK FM.
W czarnych barwach widzi natomiast perspektywy SLD prof. Kazimierz Kik, politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. - Dramat SLD polega na tym, że doszło do całkowitej eliminacji osobowości - stwierdza w wypowiedzi dla „Gazety Wyborczej”. - Miller może odbudować partię, ale nie odbuduje elektoratu, czyli poparcia społecznego dla partii.
Leszek Miller komentując swój wybór w „Salonie politycznym Trójki” stwierdził, że wziął na plecy „wór, w którym są kamienie”. - Cieszę się jednak, że w kierowaniu Sojuszem pomogą mi dotychczas zwaśnione osoby: Wojciech Olejniczak, Grzegorz Napieralski czy Joanna Senyszyn - powiedział. - Słyszałem wiele deklaracji, że przyszedł czas, by zakończyć różne wojenki i spory, i skonsolidować partię.
<!** reklama>- Wybór Leszka Millera na szefa partii jest szansą, żeby tę naszą z lekka popękaną partię na nowo posklejać - mówi wicemarszałek Sejmu, Jerzy Wenderlich. - Oczywiście, nie ma potrzeby godzenia ognia z wodą, bo aż tak źle z nami nie jest. Partia popadła w słabość, ale jest w niej więcej ludzi, którzy mają pomysły, często zróżnicowane, jak ją odbudować. Myślę, że wybór Leszka Millera jest wyborem najlepszym z możliwych. Ma on swoje obciążenia, z których na szczęście zdaje sobie sprawę. Ale ma też świadomość, że kierowanie partią to nie jest worek z diamentami, lecz z kamieniami, które sami sobie do niego nakładliśmy. Za dużo było bowiem ostatnio niepotrzebnego siłowania się, za dużo kompleksów. Oczywiście, rodzi się pytanie, jak wybór Leszka Millera odbierze opinia publiczna. Mam nadzieję, że pozytywnie. Chcemy, żeby SLD nie był opozycją negatywną, lecz stał się partią, która projekty rządowe będzie wzbogacała własnymi dobrymi pomysłami, żeby stała się pozytywnym punktem odniesienia dla wyborów. Sądzę, że za kilka miesięcy będzie można dostrzec efekty tych działań.
Oliwa na wzburzone morze
- Dobrze, że Leszek Miller został szefem SLD, ale zmiany są szersze - uważa europoseł Janusz Zemke. - W sytuacji, gdy głównym instrumentem działania partii jest klub parlamentarny, połączenie stanowisk szefa partii i szefa klubu ma sens. Obecnie SLD przypomina wzburzone morze, a Miller może wylać na nie trochę oliwy i zjednoczyć ludzi. Spodziewam się uspokojenia nastrojów. Nie będzie już biegania do mediów, bo wszyscy, którzy to robili, znaleźli się w nowych władzach partii i będą mogli wypowiedzieć się na jej forum.
Swoich nadziei związanych z wyborem Leszka Millera nie kryje Krystian Łuczak, przewodniczący Kujawsko-Pomorskiej Rady Wojewódzkiej SLD, który w sobotę został wybrany do Zarządu Krajowego. - Liczę, że jego doświadczenie pozwoli partii na odzyskanie należnego jej miejsca na scenie politycznej - mówi Krystian Łuczak. - Mimo największej przegranej w dwudziestoleciu, nadal mamy 1,2 miliona wyborców, struktury partyjne i ludzi, którzy wierzą, że przy takim sterniku jak Leszek Miller może się to udać. Jestem przekonany, że skończą się wewnętrzne podziały, a w zarządzie krajowym zgodnie będą pracować młodsi i starsi wiekiem działacze.
- Nie mam obaw, że SLD zniknie - dodaje Janusz Zemke. - Mamy bowiem instrumenty, dzięki którym będziemy mogli odbudować partię, czyli klub parlamentarny, 7-osobowy klub w europarlamencie oraz dotacje. Mamy również wiele pomysłów. Jedynym projektem ustawy złożonym w tej kadencji Sejmu jest nasz projekt w sprawie in vitro, mamy też rozwiązania w sprawie umów śmieciowych. Miller jest zawodnikiem wagi ciężkiej i na pewno nie pozwoli, żeby ktoś psuł mu robotę. Nie wiemy, co będzie z gospodarką, ale widzę coraz większy społeczny ładunek wybuchowy, coraz większe zapotrzebowanie na myślenie lewicowe. Platforma Obywatelska zacznie tracić, kiedy będzie musiała podejmować niepopularne decyzje, a wtedy to do Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a nie do Palikota będą przychodzić ludzie.
Najwięcej emocji budzi sprawa relacji SLD z Ruchem Palikota. Były prezydent Aleksander Kwaśniewski zasugerował powstanie koalicji, w której warunki powinien dyktować Palikot.
Trawka nie przejdzie
- W polityce nie ma słowa „musi”, jest słowo „może” - odpowiada Leszek Miller. - Dopuszczam w przyszłości powstanie koalicji z Ruchem Palikota, ale tylko na partnerskich zasadach.
- Już z sobą współpracujemy - zapewnia Janusz Zemke. - Poparliśmy np. Wandę Nowicką, kiedy Prawo i Sprawiedliwość chciało ją odwołać ze stanowiska wicemarszałka Sejmu. Ale legalizacja trawki czy produkcji bimbru nie wchodzi w rachubę. Poza tym najbliższe wybory mamy dopiero za dwa i pół roku, być może do europarlamentu wystartujemy w koalicji. <