Organizator pielgrzymki zapewnia o sprawności autokaru. Przyznaje też, że nie wiedział o lokalnych ograniczeniach na trasie wycieczki.
- Jestem wstrząśnięty tą tragedią. Od 10 lat organizujemy pielgrzymki z całej Polski. Przewieźliśmy 10 tys. pielgrzymów. Po raz pierwszy spotkała nas taka tragedia - powiedział prezes Orlando Travel, Marcin Szklarski.
<!** reklama left>- Pielgrzymka była organizowana przez nas, zaś autokar był wynajęty przez firmę transportową „Caban”, z którą współpracujemy od 4 lat. Dodał, że pielgrzymi przed odwiedzeniem La Salette byli w także w trudno dostępnym dla autokarów Montserrat: - Jest on również położony wysoko w górach. Gdyby z hamulcami było cokolwiek nie tak, to również musiały by one i tam zawieść. Nie wierzę, że można z niesprawnymi hamulcami wyjechać do Sanktuarium Maryjnego w Montserrat - dodał Szklarski. Zapewnił, że nic nie wie o tym, aby autokary jadące do La Salette musiały mieć elektroniczne wspomaganie hamulców czy też specjalne pozwolenie.
Zdaniem Jacka Poka ze Szczecina, biegłego sądowego, o błędzie, popełnionym przez kierowcę mogą świadczyć relacje motocyklistów jadących za autobusem, według których „paliły się w autokarze hamulce”.
- To nie paliły się hamulce, ale opony. Przypuszczalnie na skutek zbyt długiego używania hamulców tarcze hamulcowe się rozgrzały do czerwoności i hamulce przestały pewnie funkcjonować - powiedział Pok. Jak podkreślił, kierowca na tak trudnym, górskim odcinku drogi, powinien stosować dodatkowe urządzenie wspomagające, w które - jak twierdzi - od wielu lat samochody ciężarowe i autokary są standardowo wyposażone.
- Są to tzw. zwalniacze. Urządzenie wspomaga układ hamulcowy a czasem nawet i go zastępuje - wyjaśnił. Pozwala to kierowcy na utrzymywanie stałej prędkości, nawet wtedy, gdy jazda odbywa się w dół.
Pok raczej wyklucza możliwość niesprawnego układu hamulcowego.
- Sądzę, że ten autokar był wyposażony w zwalniacze, ale nie były używane przez kierowcę - podejrzewa. Pok przyznał, że jest to raczej wątpliwe, by na kursach uczono kierowców umiejętności jazdy w górach.
- Jeżeli tego uczą, to w bardzo ograniczonym zakresie. Kto tam zwraca na takie rzeczy uwagę, jeśli kurs jest organizowany np. w Szczecinie. Przecież tutaj nie ma gór? - mówił Pok.