Sławomir W. kiedyś był prawie normalny. Potem miał wypadek z ciężkim urazem głowy. Zaczął pić. To początek drogi, która może zakończyć się tragedią. - Pije rozpuszczalniki, denaturat, napada na ludzi w Fordonie - opowiada pani Ewa, jego dawna życiowa partnerka. - W pobliskim barze i sklepie robi awantury, obnaża się, albo zwyczajnie śpi obok na trawniku. Wystaje pod moimi oknami, krzyczy, rzuca przekleństwa. Sąsiedzi zaczęli grozić, że go zlinczują.
[break]
Straż miejska od początku roku odwoziła pijanego Sławomira W. do punktu dla alkoholików przy Fordońskiej kilkaset razy! Ale on rano wychodzi i znów idzie pić. Od połowy ubiegłego roku leczono go w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu. Tyle że teraz w lipcu sąd w Bydgoszczy uchylił orzeczenie o leczeniu w zamknięciu. Bo biegli psychiatrzy orzekli, że leczenie nie spełnia celów terapeutycznych. Sąd jednocześnie wydał nakaz leczenia, ale sam miał wątpliwości, stwierdzając w uzasadnieniu: „Inna rzecz, to wyegzekwowanie tego nakazu”.
No i się zaczęło. Sławomir W. się nie leczy i nikt go do tego nie może zmusić. Policja mówi, że musi mieć nakaz z sądu... Sławomir W. dostał ostatnio dwa kolejne wyroki. Skazano go - z uwagi na stan zdrowia - na... prace społeczne. Ma je gdzieś. - Czekam, aż albo sobie albo komuś coś zrobi - przestrzega pani Ewa.
- Ja wiem, że to jest tragedia, ale urząd jest w takich sytuacjach bezradny - nie pozostawia złudzeń Regina Politowicz, dyrektor Wydziału Zdrowia, Świadczeń i Polityki Społecznej Urzędu Miasta Bydgoszczy. - Jedyna droga, to uzyskanie kolejnego wyroku nakazującego leczenie w zakładzie zamkniętym.