Gdybym wówczas też napisał komentarz, byłby napisany w tym samym tonie. Trudno bowiem dziwić się temu, że Hiszpania porwała swoją grą wielu kibiców. Bo dwa mistrzostwa Europy i jedno mistrzostwo świata zdobyła naprawdę w imponującym, efektownym stylu. I - myślę - że wielu nas tym zwiodła. Mało kto dopuszczał do siebie tę oczywistą prawdę, że każda seria ma swój koniec. Hiszpania jawiła się nam jako piękna kochanka, której wad zauroczony człowiek po prostu nie dostrzega. A te wady były - i wyszły podczas brazylijskiego mundialu. Co było powodem tak bolesnego upadku aktualnych jeszcze mistrzów? No, to może po kolei...
* * *
Po pierwsze - bramkarz. Najlepszych golkiperów na świecie dzielę na dwie grupy. Pierwsi to ci, którzy potrafią mieć niesamowite mecze, bronić w niewiarygodnych sytuacjach, ale i zdarzają im się kiksy w stylu: bezsensowna kiwanina lub wykop wprost pod nogi nieobstawionego rywala, stojącego na linii pola karnego. Do nich zaliczyłbym Polaków (Dudek, Szczęsny, Boruc), ale też i wielu innych znanych na całym świecie (najlepszy przykład - Valdes). W drugiej grupie są ci, którzy nie popełniają tak zwanych „glutów”, lub popełniają je raz na kilka lat. Do tej grupy zaliczyłbym m. in. Buffona, Czecha, Neuera, Weidenfellera, no i... Właśnie. Do niedawna również Casillasa. Ale swoje zrobiło odsunięcie od składu Realu przez trenera Jose Mourincho. W minionym sezonie też Iker bronił niewiele, choć Portugalczyka zamienił na ławce trenerskiej Carlo Ancelotti. I okazało się, że nawet takiego giganta, jak Casillas, grzanie ławy może zmienić nie do poznania. Sygnał ostrzegawczy mieliśmy podczas finału Ligi Mistrzów. A dwa mecze na mundialu to był już ciągnący się nieprzerwanie koszmar w bramce „La furia roja”.
* * *
Po drugie - obrona. Okazało się, że jak ma Puyola, to nie ma obrony. Tak w Barcelonie, jak i reprezentacji. Boki (Azpilicueta, Alba) - bardzo przeciętne. Środek? Pique niepewny przez cały sezon, więc po wpadce z Holendrami nawet nie dostał drugiej szansy. Zastąpił go Martinez (też bez powodzenia). A do tego Ramos, który miał być gwiazdą zespołu. Bo to taki piłkarz, który nie tylko świetnie, twardo do tej pory grał w obronie, ale lubił się również zapuścić w pole karne rywala i dorzucić jakiegoś gola z główki. Tylko że... w Brazylii był cieniem samego siebie. Obrona, z Casillasem na dokładkę, to była jedna wielka dziura.
* * *
Po trzecie - pomoc. Akurat ta formacja, z dwoma barcelońskimi geniuszami na czele, czyli Xavim i Iniestą, przynajmniej na papierze wyglądała najsolidniej. Ale Xavi był już chyba myślami przy swoim 10-milionowym (w euro) kontrakcie w Katarze, a nie na mundialu. W meczu z Chile zresztą nie powąchał nawet murawy. Do Iniesty trudno mieć pretensje. Nie złamała go rodzinna tragedia sprzed kilku miesięcy, starał się jak zawsze, ale był przeraźliwie osamotniony. Bo to * * *
Po czwarte - atak. Tego można było się spodziewać. Siłę napadu Realu tworzy tercet BBC (Benzema, Bale, Cristiano Ronaldo), Barcelony - Messi i Neymar. Reprezentacja Hiszpanii jednak pożytku z nich mieć nie mogła... Kto więc został? Gwiazda Atletico Diego Costa, ale on ostatnio miał spore problemy zdrowotne, i to w Brazylii było widać. Pedro? To jeden z najbardziej przereklamowanych zawodników Barcelony. Villa? Trudno powiedzieć, bo trener Vincente del Bosque nie wypuścił go do gry nawet na minutę. Torres? Ma za sobą fatalny sezon w Chelsea (czyżby druga hiszpańska ofiara trenera Mourinho?).
* * *
Po piąte - wypalenie. Drużyna Hiszpanii w 2008 roku po wielu latach posuchy zdobyła mistrzostwo Europy. Po dwóch kolejnych latach była już mistrzem świata, a po kolejnych dwóch obroniła tytuł na Starym Kontynencie. Ze świecą szukać drugiej takiej drużyny, która tak długo utrzymywałaby się na samym szczycie. Spora grupa obecnych piłkarzy grała w kadrze nieprzerwanie od wspomnianego 2008 roku. Być może po prostu zabrakło więc głodu sukcesu.
* * *
Po szóste - zmęczenie sezonem. Real, Barcelona i Atletico do końca grały o mistrzostwo swojego kraju, ekipy z Madrytu dotarły też do finału Ligi Mistrzów, rozegranego 24 maja, a więc praktycznie dwa tygodnie przed pierwszym meczem na mundialu. Czyli czasu było drastycznie mało. Być może to nie przypadek, że np. gwiazdy Realu nie błyszczą nie tylko w reprezentacji Hiszpanii, ale też innych państw. A w dodatku są podatne na kontuzje. Z drugiej strony mamy przecież przykład Bayernu Monachium, który bardzo szybko zapewnił sobie mistrzostwo Niemiec i ligę ewidentnie odpuścił, a do tego nie awansował do finału Ligi Mistrzów. I teraz jego zawodnicy w wielu przypadkach (pierwsze z brzegu - Robben, Mueller, Mandżukić) grają „pierwsze skrzypce” w swoich ekipach.
* * *
W ostatnich dniach Hiszpanią wstrząsnęły dwie abdykacje. Najpierw ogłosił ją król Juan Carlos, co, przy okazji, wzbudziło falę gorących dyskusji nad sensem utrzymywania monarchii w tym kraju. Teraz (w solidarności z królem?) abdykowali piłkarze. Coś mi się wydaje, że dyskusje na ten temat będą nie mniej gorące.
Podwójna abdykacja Hiszpanów

W ubiegłym tygodniu moi dwaj redakcyjni koledzy - felietoniści - Michał Żurowski i Jakub Pieczatowski wychwalali hiszpańską potęgę piłkarską.