W szpitalach życie i śmierć są nierozerwalnie ze sobą splecione. Praca najlepszych pielęgniarek i pielęgniarzy to nie tylko fachowa wiedza i techniczne umiejętności. To też umiejętność bycia przy człowieku w momentach jego największej bezbronności…
– Najtrudniejsze w tym zawodzie są momenty, kiedy mimo naszych starań i pełnego zaangażowania, nie możemy pomóc pacjentowi tak, jakbyśmy tego pragnęli. Zdarza się, że stajemy w obliczu sytuacji, w których medycyna ma swoje ograniczenia, a pacjent lub jego rodzina muszą zmierzyć się z trudną rzeczywistością choroby czy utraty bliskiej osoby. Te chwile są niezwykle bolesne, bo jako pielęgniarz staję się świadkiem nie tylko fizycznego cierpienia, ale również emocjonalnych dramatów ludzi, których codziennie wspieram – mówi uczestnik akcji Hipokrates Roku 2024 Adam Zwoliński (Włocławek) z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Bł. Jerzego Popiełuszki.
W Ich pracy czas płynie inaczej. Nie ma wiele miejsca na chwilę wytchnienia, bo każdy moment może być kluczowy. W jednej minucie niosą ulgę w bólu, zmieniają opatrunki, sprawdzają kroplówki, a w następnej – biorą udział w wyścigu, w którym stawką jest ludzkie życie. Muszą być spokojni. Wszyscy wokół mogą się załamać - rodzina, pacjenci - ale pielęgniarka, pielęgniarz muszą pozostać silni.
– W tym zawodzie spotykamy się z ludzkim bólem, lękiem i smutkiem, a mimo to musimy być silni, aby dawać pacjentom nadzieję i wsparcie. Niekiedy jest to ogromne wyzwanie – zachować profesjonalizm, jednocześnie będąc w pełni empatycznym. Każdy z nas nosi te historie w sercu, co czyni naszą pracę piękną, ale i trudną emocjonalnie – dodaje Adam Zwoliński.
Każdego dnia, o każdej porze On i inni pielęgniarze oraz pielęgniarki wchodzą do oddziałów szpitalnych, wiele godzin dbając o innych. Zmęczenie fizyczne po pracy to jedno, ale to emocjonalne wyczerpanie - świadomość, że nie każdy pacjent wraca do zdrowia – jest czymś, z czym też muszą się mierzyć codziennie. – Do poradni zgłaszają się pacjenci, którzy często cierpią z powodu bólu. Ciężko jest nie przeżywać tego cierpienia razem z nimi. Najtrudniejsze jest wrócić do domu i odciąć się od tych myśli – opowiada Justyna Staniszewska (powiat olsztyński, Wojewódzki Szpital Rehabilitacyjny dla Dzieci, Ameryka).
– Jestem pielęgniarką paliatywną, więc w mojej pracy najtrudniejsze jest odchodzenie pacjentów, zwłaszcza tych młodych, którzy miesiącami, a nawet latami leczą się przyczynowo, a w ostateczności przegrywają walkę z chorobą. Trudno jest też patrzeć na bezradność bliskich, którzy bardzo często zadają pytanie, czy zrobili dostatecznie dużo, wszystko, by ich bliski czuł się lepiej, wyzdrowiał – mówi Urszula Tabor (powiat trzebnicki, Ośrodek Medycyny Paliatywnej i Hospicyjnej, Będkowo). W ostatnim czasie pożegnała 48-letnią wspaniałą przyjaciółkę, swoją pacjentkę, która przegrała walkę z chorobą. - Codziennie widzę jej uśmiechniętą, zmęczoną chorobą twarz, a kiedy zamykam oczy, widzę urnę z jej doczesnymi szczątkami. Z tym najciężej się pogodzić i jest to trudne w tym zawodzie. W dzisiejszych czasach, kiedy pędzimy za dobrami materialnymi, kłócimy się o często błahe sprawy, zapominamy, że nasze życie jest bardzo kruche, ulotne, ma datę ważności. Nieważne, co zostawimy, liczy się pamięć, jakimi byliśmy ludźmi i dlatego uważam, że pomaganie nic nie kosztuje i dobro powraca – mówi pani Urszula.
Codzienność pielęgniarzy i pielęgniarek wypełniona jest bólem, cierpieniem i niepewnością, ale przecież nie tylko tym. Są chwile radości, zwycięstwa nad chorobą, ulżenia w bólu, wyleczenia, rozmowy od serca. - Kontakt bezpośredni z pacjentami daje mi wiele satysfakcji. Bardzo lubię pomagać innym i cieszę się, jak moja pomoc nie idzie na marne, to dodaje przysłowiowych skrzydeł – mów Beata Talik (Szpital Śląski w Cieszynie). Praca to Jej pasja i życie. – Zawsze to powtarzałam i powtarzać będę: nie wyobrażam sobie robić czegoś innego – dodaje.
Nie ma słów, które mogłyby złagodzić ból, ale jest obecność, która choć na chwilę daje poczucie, że chorzy nie są sami w swojej rozpaczy. - Wiem, że słowami można dotykać nawet czulej niż dłońmi. Moje dobre słowa nie kosztują dużo, choć czynią wiele dobrego. Czasem nieważne jak wielka jest pomoc, ważne jak wielka jest chęć. Wychodzę z założenia, że lekarstwem, którego nie sposób przedawkować, jest życzliwość dla drugiego człowieka. Życzliwości nie można kupić ani sprzedać, można ją jedynie ofiarować – zauważa Angelika Bondel (powiat puławski, Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej w Puławach).
Być może to najbardziej wzruszające w Ich pracy– to, że są zawsze przy potrzebującym. Bez względu na to, co się dzieje – czy życiowe tragedie, czy drobne codzienne zmagania – pielęgniarka jest tam, gdzie trzeba. W przychodni, przy łóżku chorego, w sali operacyjnej, oddziale intensywnej terapii. Zawsze gotowi, by poświęcić swój czas i swoje serce dla innych.
Co Nimi kierowało, co Ich motywowało, gdy wybierali taki trudny zawód? - Gdy miałam 15 lat, mój rodzony brat zginął w wypadku samochodowym. W tamtej chwili uświadomiłam sobie, że ludzie, którzy ratują nasze życie, muszą być pełni pasji. Tak bardzo pragnęłam, aby zostać pielęgniarką – wspomina Angelika Bondel.
– Chciałam zostać pielęgniarką już po ukończeniu szkoły podstawowej. Życie napisało dla mnie inny scenariusz, ale marzenie pozostało. Pojawiła się rodzina. Potem choroba córki. Gdzieś tam w trwaniu w chorobie córki pojawiały się akcenty pielęgniarki, później pięknie zaakcentowane jej rysunkiem pielęgniarki w różowej sukience. To moja córka chciała taką zostać pielęgniarką… Odeszła… Została aniołem. I pewnego dnia znów ożyło moje marzenie. Bez wątpienia przyczyniły się do tego osoby, którym jestem za to bardzo wdzięczna. Udało mi się złapać już ostatni pociąg. Dojechałam. Dziś jestem pielęgniarką. Droga była długa i trudna, ale warta tego poświęcenia – opisuje Renata Obiedzińska (powiat grajewski, Szpital Ogólny im. dr Witolda Ginela). Sama wiele razy w życiu doświadczyła czułości i ciepła z rąk pielęgniarek. To one stworzyły dla Jej córki namiastkę rodzinnego domu w szpitalnej sali. To one były dla Nich wsparciem w tych trudnych chwilach: - A dziś słowa pacjenta, że jestem słoneczkiem w jego cierpieniu bądź też słowa podziękowania młodej mamy za okazaną pomoc przy jej maleństwie. Uśmiech pacjenta to niby taki mały drobny rysunek twarzy, ale dla mnie jest wszystkim. Bo wiem, że jestem tu potrzebna. Pacjent to nie cyferka. To człowiek, który potrzebuje nas…
Często za decyzjami o wyborze zawodu stoją dziecięce pragnienia. Tak było w przypadku Doroty Filipowicz (Kielce, Świętokrzyskie Centrum Onkologii): - Wybrałam zawód pielęgniarki, ponieważ był on moim marzeniem od wczesnych lat szkolnych. Gdy byłam w wieku przedszkolnym, zawsze bawiłam się z młodszą siostrą w przysłowiowy szpital. Układałam pluszaki pod kocykiem, mierzyłam im temperaturę, robiłam niby iniekcje domięśniowe, kleiłam plasterki i dbałam, żeby szybko wyzdrowiały. Zawsze byłam wrażliwa na ludzkie cierpienie i to przyczyniło się do wyboru mojego zawodu.
Danuta Wojciechowska (Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej Gminy Włocławek z siedzibą w Kruszynie) jako małe dziecko bardzo chorowała, w związku z czym była częstym pacjentem w różnych placówkach medycznych. – Niestety, nie zawsze było tak, że liczono się z moimi obawami, strachem czy odczuciami, dlatego też postanowiłam zostać pielęgniarką, by zaspokajać potrzeby pacjentów, a w szczególności tych najmłodszych. By pobyt w placówkach medycznych nie tylko kojarzył się z cierpieniem, ale także życzliwością, humorem i dobrym słowem. A przede wszystkim – z wyrozumiałością dla strachu i obaw pacjenta przed nieznanym- tłumaczy.
Nasi rozmówcy to uczestnicy akcji Hipokrates Roku 2024, która jest również hołdem dla Ich codziennej służby na rzecz drugiego człowieka. Wyrazem podziękowania i docenienia pracy, której nie nagradza się oklaskami, pochwałami. Ich cicha obecność, niewidoczna na pierwszy rzut oka, jest prawdziwym fundamentem troski o drugiego człowieka. – To dla mnie ogromne wyróżnienie i sam fakt nominacji do akcji Hipokrates Roku jest dla mnie wygraną w zawodzie, jaki wykonuję – mówi Justyna Karaś (powiat rawicki, Przychodnia Lekarska Familia, Jutrosin).
– Nominację odbieram jako nagrodę za moją wieloletnią pracę. To bardzo motywujące gdy wiesz, że to, co robisz dla drugiego człowieka, jest doceniane. Wdzięczność, dobre słowo i uśmiech na twarzy moich pacjentów są dla mnie największą nagrodą – wyjaśnia Beata Sygit-Subbotko (Samodzielny Publiczny Wielospecjalistyczny Zakład Opieki Zdrowotnej w Stargardzie).
– Nominacja dla mnie jest już zwycięstwem. To wielka nagroda dla mnie i szacunek. A zarazem i motywacja aby każdego dnia wymagać jeszcze bardziej od siebie – uważa Renata Obiedzińska. Mówi, że najpiękniejsze chwile w Jej pracy to chwile, kiedy trzyma na swych rękach nowe życie, czuje jego bicie serca i widzi, jak łapie oddech. - To są najpiękniejsze sekundy życia – podsumowuje.
KLIKNIJ i przejdź do głosowania w plebiscycie HIPOKRATES ROKU 2024 |
---|