Od tego czasu zwykłem przyjmować, iż mój towarzysz podróży charakteryzuje się bułgarskim typem urody, cokolwiek miałoby to oznaczać. A że były to czasy kapitalizmu w Polsce i dopiero schyłku „komuny” w bałkańskim kraju, jego zewnętrzność ułatwiała mu załatwianie wielu spraw. Sam korzystał na tym osobiście, bo było to w okresie, gdy bułgarski obywatel płacił za jedzenie i picie w barach oraz restauracjach nawet o połowę niższe rachunki.
Przypomniałem sobie o tym, gdy przeczytałem w gazecie relację z procesu dwóch patriotów, którzy zaatakowali w tramwaju studentów z Turcji i... Bułgarii, zaczynając unilateralną konwersację od staropolskiego zwrotu „Wy k...y ciapate!”, po czym zabrali się za tradycyjne bicie i kopanie obcych. Można więc śmiało zakładać, iż mój znajomy mógłby paść ofiarą tego typu agresji na tle rasowym, na co jeszcze może przyjść czas.
Zastanawia mnie antropologiczna spostrzegawczość tramwajowych napastników, którzy jako pierwsi i wręcz instynktownie zorientowali się, iż na pokładzie tramwaju znajdują się obcy. Nie pierwszy to przypadek, gdy prawdziwy Polak wyczuwa na kilometr gościa z zagranicy, co dla mnie, niepełnowartościowego obywatela, jest umiejętnością, którą nie umiem się pochwalić. Byłoby mi łatwiej, gdybym wychował się w duchu ksenofobii, a moi rodzice prezentowaliby choć minimalny poziom rasizmu.
Wyczuwanie niebezpieczeństwa ze strony obcych, powiedzmy otwarcie - najeźdźców, dodatkowo gmatwa fakt, iż coraz więcej moich rodaków nie wygląda na Polaków, ale z tym jeszcze można zrobić porządek, bo to kwestia większego upowszechnienia mody patriotycznej. Bardziej niepokoi mnie to, że obcokrajowcy, tak, jak mój kolega, zaczynają być łudząco podobni do miejscowych, a w takich sytuacjach nawet patriotyczna czujność na nic się zda.