Jak to zwykle w tego typu korespondencjach bywa, nadawca raportuje z zimną krwią, jakich i w jaki sposób pozbawiłby mnie elementów mojego ciała i wcale nie zaczyna od głowy, ba, nawet na niej nie kończy. Z wyrazami tego typu uczuć jestem oswojony i przeważnie nie robią one na mnie wrażenia, bo wiem, jak cierpliwy potrafi być papier, a internet - pojemny i odporny na każdą bzdurę.
Tak więc pozbawiony w sposób okrutny przez pana Jana kończyn oraz innych członków, a także organów, służących do podtrzymania życia w ogóle, pochylę się nad fragmentem listu, który zainteresował i zafrapował mnie szczególnie. Otóż, mój oprawca stwierdza w pewnym momencie, iż w pełni rozumie islamskich mścicieli ISIS, walczących ze zlaicyzowanym światem, i gdyby nie ich odrębna od naszej wiary religia mógłby pójść z nimi ramię w ramię po to, by pozbyć się, i tutaj cytuję, „lewactwa, pedalstwa, zaprzaństwa i żydostwa”. To z kolei wskazuje na dość głęboką refleksję mojego adwersarza na temat współczesnego świata i jego kiepskiej kondycji.
Gdyby odrzucić burzenie świątyń i świętych figur oraz samego Allaha, bojownicy ISIS dla niektórych rodaków są całkiem cool.
Nie poświęciłbym choćby chwili mojemu prześladowcy i jego wynurzeniom - tak żałosnym, jak przyrządzenie na urodzinowym grillu dla dzieci steków z misia pandy - gdyby nie fakt, że pomysły pana Jana nie należą wcale do odosobnionych. Gdyby odrzucić burzenie świątyń i świętych figur oraz samego Allaha, bojownicy ISIS dla niektórych rodaków są, jak się okazało, całkiem cool - radykalni, nieprzejednani i pełni wiary.
Teraz, gdy pisze się nowa historia, bez Wałęsy, z braćmi Kaczyńskimi w rolach głównych, celebrowana przynajmniej przez Dudów dwóch, a minister Błaszczak, wesoły jak kac po musującym winie, przekonuje, iż porozumienia sierpniowe w imieniu „Solidarności” podpisali esbecy, czas już najwyższy na prawdziwych ONR-owskich bohaterów.
Panie Janie, niech pan wstanie, brunatni bracia z falangi już maszerują, trzeba się spieszyć, skoro utalentowana religijnie prawica zapomniała, że kto puka do drzwi diabła..., diabeł w końcu mu te drzwi otworzy.