Elegancka pani zadziwia wszystkich swym wyglądem, jasnością umysłu oraz ogromną życzliwością z jaką wita kolejnych gości.
<!** Image 2 alt="Image 163637" sub="Jubilatka wzniosła toast, a goście, wśród których był przedstawiciel ZUS-u i Urzędu Stanu Cywilnego, zaśpiewali „Dwieście lat” Fot. Maria Warda">Świeczki na urodzinowym torcie zdmuchnęła jednym dmuchnięciem. Kiedy spadł pierwszy śnieg odgarnęła ścieżki w ogrodzie.
- Mam kochaną córkę Helenę i zięcia Kazimierza, nie musiałam tego robić, ale ja bardzo lubię pracować, bo nigdy nie byłam nygusem do roboty - przyznała w dniu urodzin pani Pelagia - Dziś przyśniła mi się moja mama Marianna i powiedziała „Urodziłam cię w nocy” i zniknęła. Moja mama zmarła młodo. Weszła na lipę zrywać kwiaty na herbatę. Spadła z tego drzewa. Odbiła sobie pierś i zachorowała na raka. Długo chorowała, a na mnie spadła opieka nad rodzeństwem. Moje życie upłynęło na pracy i modlitwie. Lubiłam także śpiewać.
<!** reklama>Pelagia Kunz urodziła się 100 lat temu w Łabiszynie, kiedy Polska była w niewoli. Uczyła się w szkole niemieckiej. Z tego czasu ma bardzo przykre wspomnienie. - Przyjechał nas uczyć Niemiec z Berlina - wspomina pani Pelagia. - Zmuszał nas abyśmy odprawiali pacierz po niemiecku. Ja siedziałam w ławce z chłopcem, który nie słuchał nauczyciela i modlił się w naszym języku. Niemiec bił go tak mocno, że chłopiec był cały we krwi, która pryskała też na mnie. W końcu zakatował go na śmierć. Jak mnie zobaczyli taką zakrwawioną myśleli, że ja także jestem poobijana. Niemca wypędzili. Po I Wojnie Światowej miałam dobrych nauczycieli. Jedna z pań nauczyła mnie pięknego wiersza patriotycznego, który miałam recytować, ale nie miałam ładnych ubrań. W domu było biednie, a pani nauczycielka, Karaszewska się nazywała, tak pięknie mnie ubrała, że wszyscy podziwiali. Do dziś pamiętam te narodowe barwy. Kiedy skończyłam 14 lat, musiałam iść do pracy w Lubostroniu, bo prawie wszyscy mieszkańcy Łabiszyna pracowali u Skórzewskich. Ja dużo potrafiłam. Gdy miałam 11 lat akuszerka nauczyła mnie jak przyjmować poród. Nauczyłam się i przyjmowałam na świat własną siostrę.
<!** Image 3 alt="Image 163637" sub="Fot. Maria Warda">W Lubostroniu pani Pelagia pracowała w pałacu i w polu. - Życie było pracowite, ale wesoło było, bo wszyscy sobie pomagali. Pamiętam jak w Łabiszynie stacjonowało wojsko z Bydgoszczy. Poznałam jednego chłopca, ale nie mogłam wyjść za mąż, bo byłam potrzebna w domu.
Nasza bohaterka wyszła za mąż w wieku 37 lat za wdowca, który miał dwójkę dzieci. Wychowała je, oraz dwójkę swoich dzieci. Jest dumna ze wszystkich. Syn męża z pierwszego małżeństwa Stefan wstąpił do zakonu Paulinów. Był przeorem Jasnej Góry. Córka Helena z którą mieszka Jubilatka, jest emerytowaną nauczycielką.
- Mama wstaje już o 5 rano - mówi Helena Pieczyńska - Nie chce spać długo, bo mówi, że musi rozprostować kości, a w łóżku to można umrzeć. Lubi popatrzeć na telewizor, ale mszy nie ogląda. Jeździ z nami do kościoła. Chyba, że jest chora.
Ksiądz Tadeusz Nowak, proboszcz parafii św. Floriana doskonale zna swą parafiankę. W dniu jubileuszu cały kościół modlił się podczas niedzielnych mszy św. za zdrowie jednej z najstarszych parafianek. (najstarsza Aniela Mazela z Bożejewiczek skończy 31 stycznia 105 lat).