- Ponad dziesięć lat czekałem na tę operację. Miałem po niej być w pełni sprawny i poruszać się niezależnie, to znaczy bez pomocy innych osób, bez ich asekuracji i bez używania kul - mówi pan Henryk.
Długo oczekiwany dzień nadszedł w sierpniu 2022 roku. To wtedy w Szpitalu Uniwersyteckim nr 1 im. dra Jurasza w Bydgoszczy przeprowadzono u niego zabieg wstawienia endoprotezy lewego stawu biodrowego.
- Liczyłem, że wyjdę ze szpitala tak, jak zapowiadano, czyli w ciągu 3 dni, bo taki jest standard - wspomina mężczyzna. - Spędziłem tam o wiele więcej czasu.
Szpotawość biodra
Na różnych dokumentach szpitalnych widać różną liczbę dni. Na jednym z dokumentów widnieje liczba 7 dni, na innym 9. - Skąd ta rozbieżność? O co tu chodzi? - zastanawia się pan Henryk.
Zobacz również: Afera w Naczelnej Izbie Lekarskiej. Bydgoszcz i Toruń w opozycji
Choć jest to jedna z okoliczności, które mogą zostać wyjaśnione, nie jest ona najważniejsza w sprawie. Po przeprowadzonym zabiegu wstawienia endoprotezy, pan Henryk stawił się na wizycie kontrolnej, a potem był badany jeszcze w co najmniej dwóch przychodniach w Bydgoszczy. Stwierdzono u niego szpotawość biodra. Pacjent jest przekonany, że ze zdjęć rentgenowskich jasno wynika, iż proteza została w jego przypadku ustawiona nieprawidłowo przez lekarza.
- Po opuszczeniu szpitala moja rekonwalescencja miała trwać nie dłużej niż pół roku. Po niej miałem już poruszać się samodzielnie, bez kul. Realizowałem wszystkie zalecenia lekarza, odbywałem też rehabilitację, ale nie zauważono poprawy mojego stanu - mówi pan Henryk. Zaznacza również: - Już dzień po operacji stwierdzono, że wystąpiła u mnie "niekorzystna zmiana długości nóg". Teraz, by zminimalizować skutki muszę zakładać obuwie z podłożonym korkiem. W efekcie nie mogę poruszać się swobodnie. Czuję ból z powodu źle osadzonej protezy.
Problemem jest rozrusznik serca
Jak zaznacza, łącznie przez półtora roku "zadręczano" go rehabilitacją, która nie przyniosła prawie żadnego pozytywnego efektu. - Zalecono u mnie przeprowadzenie operacji rewizyjnej, co wiąże się w praktyce ze wstawieniem nowej protezy - wyjaśnia.
Problem w tym, że w przypadku pana Henryka kolejny zabieg łączy się z dużym ryzykiem. Pacjent ma wszczepiony rozrusznik serca. Musi też na stałe przyjmować specjalistyczne leki. Przed zabiegiem, który przeszedł w 2022 roku lekarz zalecił przeprowadzenie jego operacji jako "pierwszej w dniu" właśnie z powodu niemożności odstawienia leków na dłuższy czas.
- Mój kardiolog odradza mi przechodzenie drugiego zabiegu, bo mogę się po prostu po nim nie obudzić - podkreśla pan Henryk.
Co na to szpital? - Niestety nie mogę odnieść się do żadnej konkretnej sprawy dotyczącej pacjenta w sytuacji, gdy trwa postępowanie prokuratury - odpowiada Marta Laska, rzeczniczka prasowa szpitala Jurasza w Bydgoszczy.
Pan Henryk skierował zawiadomienie w sprawie zabiegu, który u niego przeprowadzono, do Prokuratury Krajowej. Ta z kolei przesłała pismo do Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy, a stamtąd sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe. Postępowanie trwa, jedną z pierwszych decyzji było zwolnienie z tajemnicy lekarskiej i uzyskanie dokumentacji medycznej pana Henryka.
Dochodzenie jest prowadzone w sprawie o przestępstwo z artykułu 160 par. 1 Kodeksu Karnego. Przepis traktuje o tym, "kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu". W przypadku stwierdzenia winy sąd może skazać sprawcę na karę pozbawienia wolności do trzech lat.
