W futbolu wszystko się może zmienić w ciągu kilku miesięcy, a pół roku to są jak lata świetlne - tłumaczy obrońca zawiszan.
[break]
31-letni zawodnik, który w tym sezonie rozegrał w barwach bydgoskiego klubu 18 meczów, w tym 15 w lidze (14 w pełnym wymiarze czasowym) wierzy, że drużyna może uniknąć degradacji. W rozmowie z „Expressem” bardzo spokojnie odpowiadał na wszystkie pytania.
Po krótkim okresie przygotowawczym będziecie musieli ruszyć z kopyta. Czy z tej sytuacji - 16 pozycja, 9 „oczek” - da się jakoś wybrnąć?
Po podziale punktów mamy do Ruchu tylko cztery punkty straty, a do Korony sześć. Po wygraniu jednego meczu łapie się kontakt. To nie jest strata nie do odrobienia. Nie ma co ukrywać, że ten system rozgrywek teraz nam sprzyja. Dlatego nie możemy powiedzieć, że sytuacja już jest beznadziejna.
Znalazł się pan kiedyś w karierze w podobnym położeniu?
Przeżywałem to samo w Górniku Zabrze. Kiedy przyszedłem do tego klubu, miał on dziesięć punktów straty i niestety, spadliśmy potem o klasę niżej. Teraz liczę, że zdobędziemy jeszcze kilka punktów i przed podziałem na dwie grupy będziemy mogli mówić o znacznej poprawie. Trudne zadanie czeka również te drużyny, które walczą o zakwalifikowanie się do ósemki. Gra w grupie spadkowej nikomu nie jest na rękę. Będzie więc bardzo ciekawie.
Dużo też zależy od pana. Gra pan w podstawowym składzie, wygląda dość młodo...
Trudno oceniać siebie samego. Natomiast w Zawiszy już gram trzy lata, to fakt. Ten czas tak jednak szybko ucieka, że już za chwilę trzeba być gotowym na kolejną rundę. Teraz mamy kolejny gorący okres, przygotowania, treningi, sparingi, obozy. W piłce nożnej bardzo szybko wszystko się zmienia. Popatrzmy na Sebastianę Milę. Zmienił się w ciągu paru miesięcy.
Co może pan powiedzieć kibicom, jak nakłonić ich do tego, żeby nie tracili nadziei...?
W wielu jesiennych meczach, w których doznaliśmy porażki, nie byliśmy wcale gorszym zespołem. To równie Zawisza mógł te spotkania rozstrzygnąć na swoją korzyść. Od pojedynku z Pogonią Szczecin, który przegraliśmy wyraźnie, kolejne starcia były na styku, przegrywaliśmy jedną bramką - z Legią 1:2, Cracovią 0:1, Górnikiem 1:2, ze Śląskiem 0:1 i Podbeskidziem 1:2. Z chłopców do bicia przeistoczyliśmy się w grupę, z którą nie było łatwo. Ale, niestety, dalej było ciężko o punkty. Gramy na Jagiellonii, z czwartą ekipą ekstraklasy i czujemy, że jesteśmy lepszym zespołem, że dyktujemy warunki, ale co z tego. Skończyło się bez goli... Gdy wracaliśmy autobusem, to nikomu nie było do śmiechu.
W końcu nie wytrzymał wasz szef, Radosław Osuch. Dawał ultimatum, groził karami finansowymi, wypowiadał się o was dość ostro. Jak przyjmowaliście te uwagi?
Jako właściciel klubu dość długo i spokojnie znosił nasze słabsze występy. I nic dziwnego, że postanowił nami wstrząsnąć. Czegoś nam w zeszłym roku brakowało, ale też dużo spraw nałożyło się na siebie. Ledwo skończyliśmy jeden sezon, a już musieliśmy walczyć w Lidze Europy i przygotować się na rozgrywki ligowe, do tego doszło wielu nowych graczy. A jak nie idzie, to trudno się pozbierać.
Według ekspertów trudno będzie wam się utrzymać bez zdrowego Michała Masłowskiego...
Każdy zdrowy, dobry zawodnik będzie nam potrzebny. I Masłowski, i Goulon, i Kaczmarek i Nawotczyński.