MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Oskar był milimetry od śmierci. Postrzelonego 14-latka spod Bydgoszczy uratowali poznańscy lekarze

Mikołaj Woźniak
14-latka przewieziono do Poznania ze szpitala w Bydgoszczy. Tam lekarze nie mieli jak mu pomóc.
14-latka przewieziono do Poznania ze szpitala w Bydgoszczy. Tam lekarze nie mieli jak mu pomóc. Andrzej Szozda/zdjęcie ilustracyjne
Milimetry dzieliły pocisk od uszkodzenia tętnicy szyjnej. To skończyłoby się zgonem. 14-letni Oskar miał szczęście w nieszczęściu – został postrzelony, stracił oko, ale dzięki interwencji poznańskich lekarzy żyje i widzi. – Prawdopodobieństwo, że pacjentowi przytrafi się coś takiego, jest minimalne. Gdyby to była ostra amunicja, chłopiec zginąłby na miejscu – nie ma wątpliwości prof. Jarosław Szydłowski, laryngolog, który operował chłopaka.

Oskar był milimetry od śmierci. Postrzelonego 14-latka uratowali poznańscy lekarze

Dramat rozegrał się w miniony piątek, niedaleko Bydgoszczy. – To się stało trzy bramy od naszego mieszkania, na podwórku u kolegi. Ktoś niefortunnie chwycił wiatrówkę, pociągnął za spust, a pocisk trafił Oskara w oko – relacjonuje w rozmowie z nami pani Patrycja, mama 14-letniego chłopca.

Czytaj też:

Oskar dodaje, że po postrzale przez cały czas był przytomny. Trafił do szpitala w Bydgoszczy, ale lekarze mimo prób, nie mogli mu tam pomóc. Zapadła decyzja o przekazaniu go do dziecięcego Szpitala Klinicznego im. Karola Jonschera UMP przy ul. Szpitalnej w Poznaniu. Tutaj trafił pod opiekę laryngologa prof. Jarosława Szydłowskiego i kierowanego przez niego zespołu Kliniki Otolaryngologii Dziecięcej.

Śrut i odłamki kostne kaleczyły tętnicę

Chłopiec został przyjęty we wtorek. W wyniku postrzału stracił jedno oko. Pocisk utknął w takim miejscu, że musieliśmy walczyć o to, by zachował wzrok w drugim oku i ochronić przed ryzykiem tragicznego w skutkach krwawienia – tłumaczy prof. Szydłowski.

Nie było to łatwe. Lekarzom trudno było uwierzyć, że nabój z wiatrówki przebił się tak głęboko. Pocisk z bardzo dużą siłą wszedł przez prawą gałkę oczną. Ostatecznie śrucina utkwiła po lewej stronie w miejscu, które nazywa się zachyłkiem tętniczo-wzrokowym. Nazwa nie jest przypadkowa – w tym miejscu nerw wzrokowy zdrowego oka leży bardzo blisko tętnicy szyjnej wewnętrznej, jednego z głównych naczyń doprowadzających krew do mózgu. Uszkodzenie nerwu wiązałoby się z całkowitą utratą wzroku u 14-latka. Uszkodzenie tętnicy – prawdopodobnie ze śmiercią. Wszystko to mogło się wydarzyć na stole operacyjnym.

Zdecydowaliśmy się na usunięcie naboju techniką endoskopową. Trudności przysparzał fakt, że pocisk rozpadł się na mniejsze fragmenty. Tętnica jest otoczona ścianą kostną. Nabój wbił się w nią, wgniótł, doprowadził do ucisku tętnicy i w tym miejscu się zaklinował. Śrucina i odłamki kostne kaleczyły ścianę naczynia – mówi prof. Szydłowski.

Lekarze musieli działać najdelikatniej, jak to możliwe. Gotowi do współpracy byli radiolodzy interwencyjni, gdyby trzeba było zatamować krwotok. On, jak i jego zatrzymanie mogłoby skutkować niedokrwieniem połowy mózgu, czyli udarem. W grze cały czas byłby też najgorszy scenariusz. Szczęśliwie, tak złożona interwencja nie była konieczna.

Prawdopodobieństwo było minimalne

To był unikalny zabieg endoskopowy, pierwszy tego typu przeprowadzony w klinice i prawdopodobnie w kraju. Prawdopodobieństwo, że pacjentowi przytrafi się coś takiego, jest minimalne. Kula musiała się przebić przez kilka warstw kości, mięśni i tłuszczu, a na koniec jeszcze utkwić w tak newralgicznym punkcie. Gdyby to była ostra amunicja, chłopiec zginąłby na miejscu – podkreśla prof. Szydłowski.

Sprawdź:

Lekarze nie mieli innego wyjścia niż operować. Gdyby zostawić odłamki, doszłoby do martwicy ścian tętnicy. Tymczasem statystycznie przyjmuje się, że po dwóch tygodniach kontaktu z zakażonym ciałem obcym, w tym wypadku śruciną – tętnica by pękła.

Zabieg był bardzo ryzykowny, jednak dla nas najważniejsze było ocalić życie oraz wzrok pacjenta i tego dokonaliśmy – podsumowuje laryngolog.

Teraz Oskar jest w dobrej kondycji i wraz z mamą mają nadzieję jak najszybciej opuścić szpital.

Oskar żyje, może chodzić, nie ma paraliżu, udało się uratować jedno oko. Będę wdzięczna lekarzom do końca życia. Dziękuję, że się tego podjęli i moje dziecko będzie normalnie funkcjonowało – nie kryła radości pani Patrycja.

Z kolei Oskar ma nadzieję, że po zaraz po dojściu do pełni sił wyjdzie na boisko i znów zagra z kolegami w piłkę.

- Zostało zorganizowane przez działającą na terenie szpitala szkołę - Zespół Szkół nr 110 dla dzieci przewlekle chorych - tłumaczy Marta Żbikowska-Cieśla, rzeczniczka Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. Jonschera w Poznaniu.

Niecodzienne spotkanie w poznańskim szpitalu. Alpaki odwiedz...

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polacy opracowali lek na śmiertelną chorobę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski