Nowe, szokujące fakty dotyczące tragedii rodziny z ul. Gagarina w Toruniu. Zbigniew H., zanim zabił żonę, córkę i siebie, prosił o szybsze przyjęcie na dzienny oddział szpitala psychiatrycznego!
Tego dramatu mieszkańcy regionu długo nie zapomną. 6 października przed południem policjanci otworzyli drzwi garażu przy ul. Bielańskiej i odkryli krwawą jatkę. Dzień wcześniej 42-letni Zbigniew H. zamordował tu swoją 40-letnią żonę Małgorzatę i 19-letnią córkę Darię, uderzając je wielokrotnie siekierą. Potem się powiesił w kanale pod autem. Potwierdziła to prokuratura. Śledztwo jednak umorzyła z powodu zgonu sprawcy. Ale wszczęła inne...
<!** reklama>
Szalał z zazdrości
Kobiety do garażu zostały zwabione. Od kilku bowiem miesięcy Małgorzata z córką i nastoletnim synem Danielem mieszkali u rodziny na Rubinkowie. Sprawa rozwodowa państwa H. była w toku. Mąż był przekonany, że jest zdradzany. Mówił o tym m.in. sąsiadom z bloku przy ul. Gagarina.
Jak się dowiedzieliśmy, Zbigniew H. leczył się psychiatrycznie. Przyjmował też lekarstwa. Niestety, czasem jednocześnie z alkoholem. Przez toruński Wojewódzki Ośrodek Lecznictwa Psychiatrycznego miał już wyznaczony termin przyjęcia na dzienny oddział szpitala psychiatrycznego: początek listopada.
Jednak 27 września (wtorek), czyli osiem dni przed dramatem, zgłosił się do izby przyjęć z prośbą o wcześniejsze przyjęcie. Jak wynika z notatki, która pozostała w dokumentacji WOLP, psychiatra odmówił mu tego. Pacjent był zdiagnozowany nie jako chory psychicznie, ale jako osoba z zaburzeniami adaptacyjnymi. Czyli ktoś, kto ma zaburzenia psychiczne w wyniku trudności z dostosowaniem się do znacząco nowych okoliczności życiowych. Mężczyźnie zaproponowano podobno natychmiastowe przyjęcie na oddział całodobowy. Miał odmówić, tłumacząc, że musi załatwiać formalności związane ze sprzedażą mieszkania.
- 16 grudnia (czyli w dniu umorzenia sprawy morderstwa - przyp. red.) wszczęliśmy śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez lekarza WOLP. Nastąpiło to po wyłączeniu części materiałów z postępowania dotyczącego Zbigniewa H. Skłonił nas do tego zebrany w sprawie materiał dowodowy - mówi Ewa Janczur, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Toruń Centrum Zachód.
Psychiatrze grozi do trzech lat więzienia (art. 321 par. 1 Kodeksu karnego). Oczywiście, jeśli prokuratura go oskarży, a sąd skaże. Sprawa jest skomplikowana, bo nikt już dziś nie sprawdzi, np. w trakcie obserwacji psychiatrycznej, czy Zbigniew H. był trafnie zdiagnozowany, a co za tym idzie - właściwie leczony.
Sąsiadom z bloku przy ul. Gagarina, z którymi rozmawialiśmy zaraz po tragedii, został w pamięci obraz H. jako człowieka pobudzonego i porywczego.
- Raz powiedział mi: „Moja żona ma kochanka. Jak tu z nim przyjdzie, niech pani do mnie od razu dzwoni, nawet o północy”. Ale ja nie chciałam szpiegować. Miesiąc temu o mało nie zepchnął mnie ze schodów, gdy usłyszał, że nie chcę zaopiekować się jego zwierzętami. Był agresywny. Dziś myślę, że coś zapowiadało tę tragedię - mówiła nam Stanisława Żurawska.
Ocalał tylko syn
Inni sąsiedzi zapamiętali, jak H. nakłaniał ich, by poświadczyli na rozprawie rozwodowej, że jest uczciwym i spokojnym człowiekiem. Odmówili, bo odgłosy awantur z mieszkania H. regularnie docierały nie tylko do nich.
Zbigniew H. zostawił w garażu list pożegnalny. Prokuratura nie ujawnia jego treści.
Z rodzinnej tragedii ocalał tylko nastoletni syn Daniel. Pozostaje pod opieką krewnych.