<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/oberlan_malgorzata.jpg" >Tekst o podwyżkach dla dyrektorów szpitali, które ich rozczarowały, dedykuję pielęgniarkom ze Szpitala Obserwacyjno-Zakaźnego w Toruniu. Tu 70 procent z dwustuosobowej załogi żąda od marszałka odwołania dyrektorki. Dlaczego? Trzy związki zawodowe zarzucają Elżbiecie Strawińskiej, że łamie prawa pracownicze i nie wypłaca załodze należnych podwyżek (art. 203). W tym szpitalu (niejedynym zresztą) pielęgniarki zarabiają żałośnie mało. Coraz więcej z nich „chrzani taką robotę” i pakuje manatki. Nie pytam, co czują, dowiadując się o podwyżkach dla dyrektorów lecznic, przyznanych z wyrównaniem od lipca. Ich pani dyrektor w zeszłym roku zarobiła 131 tysięcy złotych. Taką kwotę wpisała w oświadczeniu majątkowym. One mogłyby wpisać sobie podobną, obcinając po prostu jedno zero.
<!** reklama>Rozumiem, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ludzie zajmujący dyrektorskie fotele utyskują, bo liczyli na więcej. Nawet zabawnie brzmią żale, że kogoś podwyżka z prezentem „wpędziła w wyższy próg podatkowy”. Skoro go tam wpędziła, to znaczy, że solidnie skasował. Pytanie na dziś brzmi: czy dyrektorzy zasłużyli na podwyżki? Czy kujawsko-pomorskie szpitale i przychodnie mają się tak dobrze, że z datą wsteczną trzeba było ich szefom podnieść pensje? A może, jak plotkują wtajemniczeni, marszałkowi chodzi o zaskarbienie sobie przychylności tego grona? Przeprowadzenie przekształceń w służbie zdrowia bez wsparcia menagmentu raczej się nie powiedzie. Ciekawe tylko, czy powiedzie się bez pielęgniarek, salowych, laborantów etc., których poziom chrzanienia choćby w zakaźnym sięgnął maksimum.