<!** Image 2 align=none alt="Image 194776" sub="Pan z drugiego planu naszego zdjęcia, chyba zazdrości roli Sebastianowi Chmarze / Fot.: Tomasz Czachorowski">Będzie kolejna odsłona potyczek bydgosko-toruńskich - skomentował jeden z moich kolegów informację, która pojawiła się w tym tygodniu w „Expressie”. Oto tuż przed wolną środą przeciekła informacja, że prezydent Rafał Bruski zrezygnował z ubiegania się (w imieniu miasta) o zabytkowy budynek dawnej dyrekcji kolejowej przy Dworcowej. Atrakcyjny gmach miał być przeznaczony na rozwój Collegium Medicum w Bydgoszczy UMK w Toruniu, ściślej - na potrzeby kształcenia przyszłych dentystów. Ponoć nasz ratusz bezskutecznie, dwukrotnie, na poważnie próbował zainteresować JM Rektora UMK faktem, że mija czas wpłacenia wadium i że gmina oczekuje od władz uczelni jednoznacznej deklaracji, czy ta w Bydgoszczy stomatologię utworzy. I podniosło się, zgodnie z przewidywaniami, larum, pod sztandarem kluczowego od 2004 roku pytania: było czy nie było oddawać bydgoską Akademię Medyczną Toruniowi? I wśród oficjeli, i wśród internetowych komentatorów zawrzało, że duża Bydgoszcz znów jest wasalem małego Torunia. Poza starą śpiewką, jest element nowy. Oto toruńska uczelnia, głosem bydgoskiej prorektor odpowiada, że w życiu żadnej korespondencji z ponagleniami prezydenta Bruskiego nie widziała... Nie wiadomo, komu zabrakło znaczków czy miejsca na dysku, wiadomo, że tak ważne decyzje może podejmować tylko senat uczelni, a trudno było oczekiwać, że się to szacowne gremium między 19 czerwca a 3 sierpnia (daty wystąpień do UMK prezydenta Bydgoszczy) zbierze. Tym bardziej że panuje teraz swego rodzaju bezkrólewie, między wyborem a początkiem urzędowania nowego rektora... Pewnie jednak PKP, właściciele atrakcyjnego adresu przy Dworcowej, nie muszą czekać do czasu, aż wymiana informacji między zainteresowanymi znajdzie szczęśliwe (skuteczne) zakończenie. Może budynek sprzedać. Cała nadzieja w tym, że zabytkowy gmach, właśnie przez to, że zabytkowy, jest tak drogi, że nie od razu znajdzie kupca. I wtedy znajdzie się za to szansa (czas) na bydgosko-toruńskie pojednanie.
<!** reklama>
Często mówi się, że w gazetach (radiach, telewizjach) latem nie ma o czym mówić/pisać. Że królują tzw. ogórki. Jak widać, w „Expressie” nie brakowało w minionym tygodniu poważnych tematów, charakteryzujące wakacje ogórki można by zatem odłożyć tylko do mizerii, gdyby nie pewien drobiazg... Więc na koniec, co nie znaczy, że bez znaczenia, odwołanie do... własnej twórczości. Z wczoraj zaledwie. W magazynowej „Kronice bydgoskiej” pod niebiosa wysławiałam klasę pana prezydenta Chmary, który godnie reprezentował Bydgoszcz w telewizji jako współprowadzący i ekspert studia olimpijskiego. „Last, but not least” napisałam właśnie (co po naszemu znaczy: „ostatnie, co nie znaczy, że nieważne”) o tym, że Sebastian Chmara, oprócz pierwszoplanowo posiadanej wiedzy fachowej, również WYGLĄDA. Jak model wygląda, jak chodzące logo naszego miasta. No i zaatakowała mnie natychmiast Czytelniczka: - Idealny pan Chmara czekał razem ze mną, m.in., na Beatę Mikołajczyk, by przywitać ją przed Pałacem Młodzieży. Faktycznie, nienaganny, ciuchy ekstra itd., ale... co chwilę spluwał na trawniczek i robił to dość konkretnie... - pisze do mnie jedna pani w mailu. I co ja mam teraz z tą wiedzą zrobić?! Czy i co odszczekać (by użyć słów z poziomu trawniczka)?.. Olimpijski mistrz, Tomasz Majewski, mocno sobie w tym tygodniu nagrabił u niektórych, bo przyznał się bez wstydu „Gazecie Wyborczej”, że ściąga nielegalnie muzykę z sieci. Różne czynniki podsumowały od razu - kradnie, złodziej. Nie uchodzi mistrzowi (jakby tylko mu) przyznawać się do takich rzeczy!
Panie Prezydencie, Pana rzekomy, niewinny czyn też jest mocno niewychowawczy. Jeśli Pan rzeczywiście zrobił to, o czym pisze ta pani, moje życie już nie będzie takie samo...
