Wyniki II tury wyborów są już oczywiście jasne. Wygrał obecny prezydent, prezydent Warszawy przegrał - i nie zmieni faktu to, że całkiem spory wynik Rafała Trzaskowskiego jest - jak chcą niektórzy liderzy Koalicji Obywatelskiej i jak to komentują - jest zwycięstwem. No nie jest, bo Trzask prezydentem tego biednego, podzielonego kraju nie został, a Duda został. Koniec. Nie ma o czym więcej dyskutować.
Na pewno są trzy rzeczy, które mogą zdumieć. Pierwsza to znakomita, sięgająca 70 procent frekwencja wyborcza. Tyle ludzi poszło głosować w kraju, którego ani Rosjanin ani Niemiec nie zdołali podbić przez setki lat! Jak pokazuje historia, Polak zawsze miał gdzieś i okupanta - o ile z nim nie współpracował, sprzedając, jak mawiał "Kwiczoł" od Janosika, "szpek" - i najeźdźcę, któremu sprzedawał tanio na przykład słoninę. Teraz okupantów od wielu lat nie mamy. Druga zdumiewająca mnie rzecz, to fakt, że żona prezydenta zabrała w końcu głos. Nie bała się w Pułtusku mówić do mikrofonu i wyjaśniając, że fakt, iż nie rozmawia z mediami, to nie znaczy, że nie rozmawia w ludźmi. Trzeci zdumiewający fakt to przeprosiny prezydenta Andrzeja Dudy. "Jeśli ktoś w kampanii wyborczej się poczuł urażony, to przepraszam" - stwierdził, mniej więcej.
Te słowa to jakiś cud. Ciekawe, jak długo podziałają.
