https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

O tym, jak Pawebeats z ucznia stał się nauczycielem - Kronika bydgoska Ewy Czarnowskiej-Woźniak

Ewa Czarnowska-Woźniak
Reasumując - to NIE JEST Pawbeats. Pawbeats NIE JEST raperem. To JEST raper KUBAŃCZYK. Raper Kubańczyk NIE JEST na tym zdjęciu przypadkowo, bo współpracuje z Pawbeatsem i coś do tej złotej płyty dorzucił. Jeżeli AI lub inna siła nieczysta znów pomiesza coś w tym podpisie, to....
Reasumując - to NIE JEST Pawbeats. Pawbeats NIE JEST raperem. To JEST raper KUBAŃCZYK. Raper Kubańczyk NIE JEST na tym zdjęciu przypadkowo, bo współpracuje z Pawbeatsem i coś do tej złotej płyty dorzucił. Jeżeli AI lub inna siła nieczysta znów pomiesza coś w tym podpisie, to.... Fot. Archiwum/A.Wojtasiewicz
Kiedy coś chcemy odpuścić, mówimy często, że „robimy sobie Dzień Dziecka”. Nam się taki dzień redakcyjnie trafił przed 1 czerwca. Z konsekwencjami tyleż zabawnymi, co skłaniającymi do refleksji.

Żeby dodać tej anegdocie pikanterii, musimy cofnąć się do pewnej historii sprzed kilkunastu lat.
Jest lato, kolejny sezon studenckich praktyk dziennikarskich w „Expressie Bydgoskim”. Zjawia się chłopak, który niemal natychmiast zgłasza, że nie będzie mógł uczestniczyć w nich regularnie, bo ma „ważne sprawy do załatwienia”. Surowa opiekunka praktyk pochopnie kwalifikuje studenta jako kolejnego lesera niezainteresowanego żmudnym ćwiczeniem warsztatu lokalnego dziennikarza prasowego. Do tego, jak wielkie wrażenie wywiera na niej znaleziony w internecie link, z którego wynika, że kompozytorskie dokonania dwudziestolatka śledzą setki tysięcy ludzi, już się nie przyzna. Student jedzie na przesłuchania do „Mam talent”. Rok wcześniej duet akrobatyczny, dla którego przygotował muzykę, wygrywa ten show.
Kilkanaście lat później niuanse żelaznej formy utworów dziennikarskich już nie obowiązują tak kanonicznie, przykazania warsztatowe zestarzały się wraz z redaktorką, za to utwory tamtego chudego chłopaka odsłuchiwane są już w milionach klików oraz sprzedawane w tylu egzemplarzach, że wpadają kolejne złote płyty.

To też może Cię zainteresować

Muzyk przygotowuje wielki koncert w swoim rodzinnym mieście. Za każdym razem występuje z orkiestrą swojego imienia, na ten event jako gości zaprasza około 30 artystów, więcej niż rozpoznawalnych. Nagrywać z nim w duecie, to już dla nich wyróżnienie, w świecie nowych mediów są zresztą dla siebie wzajemną trampoliną. Stara redaktorka resztkami sił umysłowych jeszcze to rozumie, planuje więc duże fotostory z wydarzenia. Tym razem „sprawy do załatwienia” z bohaterem ma już redakcja, u znanego producenta, muzyka i kompozytora trzeba załatwiać akredytacje i autoryzacje, ale ok. Nadchodzi koncert, pełny sukces, frekwencyjny i artystyczny, relacja pojawia się (najpierw w internecie, a potem w wydaniu papierowym) i...
Stara dziennikara jest bliska zawału. Gdyby to były czasy jej zawodowej młodości, napisałoby się, że to „chochlik drukarski” i już, a tak, pozostały modły do Opatrzności, by nikt na świecie, a już setki tysięcy fanów Pawbeatsa zwłaszcza, nie dowiedziały się, że „Express Bydgoski” w wydaniu papierowym pod zdjęciem z niejakim Kubańczykiem napisał, że to RAPER (!) PAWBEATS (!) odbiera złotą płytę... Niebo mnie nie kochało. Gdy gazeta była już w kioskach, umierający ze śmiechu niedoszły dziennikarz napisał na mesendżerze, że to... numer roku. Że cała Polska podaje sobie screena tej strony z rąk do rąk. Że tym „popisem” gazetowym zrobiliśmy mu życiowe tzw. zasięgi. Że strona z Kubańczykiem-nie raperem Pawbeatsem zdobiła ścianę na afterparty po bydgoskim koncercie. Że gdzie się Pawbeats nie pojawi, wita go teraz rozbawiona publiczność, skandująca „Ku-bań-czyk, Ku-bań-czyk”. I że to jest (uwaga) genialne!

Zanim na 35 lat wsiąkłam w lokalne dziennikarstwo prasowe, kilka razy (jak kiedyś - raz - Marcin „Pawbeats” Pawłowski) odbywałam studenckie praktyki redakcyjne. Tkwiłam nad całkiem analogową maszyną do pisania, godzinami cyzelując każde zdanie, by nadawało się do druku. Publikacja była oczekiwanym świętem i prestiżem. Pozyskiwanie źródeł w czasach, gdy dotarcie do nich wymagało dużego wysiłku (bez internetu, bez telefonów komórkowych i innych gadżetów), wiązało się z podwójną odpowiedzialnością. Jakiś kiks dziennikarski można było teoretycznie zasłonić nieśmiertelnym „chochlikiem”, ale wstyd i kompromitacja wisiałyby długo. Miał rację Marcin - nie Kubańczyk, że nie tracił czasu na ćwiczenie leadów i puent. Kilkanaście lat później pokazał, jak błyskawicznie zmienia się rzeczywistość - nawet w dziedzinie, w której wydaje się nam, że jesteśmy ekspertami. Udajmy więc, że stare, papierowe media podkładając się tak niebywale, zrobiły sobie tylko Dzień Dziecka.
PS A „Samotność” - bardzo dobry kawałek, polecam!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski