- A mamy, mamy – potwierdzam w nadziei, że po takiej odpowiedzi mieszczuch będzie mniej śmiecił między drzewami. Naprawdę bowiem przez blisko 16 lat, jakie przeżyłem na obrzeżach puszczy, wilka widziałem tylko raz… na wycieczce do zoo w Myślęcinku.
Sarny, owszem, zdarza się, że paradują pod oknem mej sypialni. Młodnik pełen zajęcy mam kilometr od domu. W takiej samej odległości natknąłem się podczas wrześniowego grzybobrania na potężnego jelenia z rozłożystym porożem. Jeleń majestatycznie przedefilował jakieś 50 metrów przede mną, nim zniknął w gęstwinie. Nie minęły dwie minuty, jak w tym samym miejscu pojawiły się dwa spore psy, mieszańce. Wtedy dopiero złapał mnie strach. Na szczęście mieszańce zbyt zajęte były obwąchiwaniem śladu jelenia, by zwrócić na mnie uwagę.
I to jest clou tej opowiastki: jeśli czegoś należy bać się w lasach blisko miast i wsi, to nie dzikiej zwierzyny, tylko zdziczałych psów, bezdomnych lub na „gigancie”.
