Jeszcze nie polegli w nierównej walce z hipermarketami, choć ledwo zipią. Taniej sprzedawać już nie mogą, mimo że ich klienci ciągle wypatrują niższych cen i jest ich wyraźnie mniej. Od wielu lat na targowisko hurtowe przyjeżdżają po towar prosto od rolników właściciele małych sklepów i straganów, a także emeryci, renciści i małżeństwa na dorobku.
<!** Image 2 align=none alt="Image 156854" sub="Większość sprzedawców na targowisku hurtowym to ludzie związani z tym miejscem od wielu lat. Nowym trudno wytrzymać dłużej niż kilka miesięcy. Ci starzy mają swoich stałych, wiernych klientów i tym wygrywają... / Zdjęcia: Dariusz Bloch">Samochodem pełnym towaru do domu się nie wraca. Nie, wcale nie chodzi o wstyd, ale o pieniądze. To dlatego pan Cyprian, inwalida, koczuje na targowisku, skulony między skrzynkami z pomidorami i cebulą, czasem po kilka dni i nocy. W warzywach śpi, gotuje (ma niewielką kuchenkę gazową), rozmyśla, czyta gazetę. Podłużne pomidory lima przywiózł ze wsi pod Kaliszem. Mimo widocznego gołym okiem kryzysu, wciąż jakoś wychodzi na swoje. Poza tym, zżył się z tym miejscem i z ludźmi. Co jakiś czas starszemu panu udaje się sprzedać skrzynkę lub dwie towaru. Za kilogram pomidorów żąda złotego. To tyle, co nic, bo przecież w sklepie wołają nawet półtora raza więcej!
<!** reklama>- Skoro tak tanio, to dlaczego ludzie nie przyjadą do nas? - głowi się mężczyzna.
Limy - najlepsze do suszenia
Tego wieczoru miał najładniejsze pomidory na całym hurcie. I najtańsze zarazem. Gdy drzemał przykryty kocem pod brezentową plandeką swojej budy, potencjalni klienci zapytali o cenę. Chwilę jeszcze postali, licząc na odpowiedź sprzedawcy... Nic z tego. Poszli więc dalej, mając nadzieję, że ktoś będzie miał jeszcze tańsze warzywa, a tu figa. Złoty pana Cypriana okazał się tego dnia bezkonkurencyjny. Para wróciła, by ostatecznie dobudzić sprzedawcę i wziąć aż 16 kilogramów!
Handlarz niedomaga, ledwo porusza się o lasce, więc leżąc na swoim posłaniu tylko wskazuje kulą na skrzynki i prosi, by nabywcy obsłużyli się sami. Pozwala też zabrać puste kartony do zapakowania pomidorów. - To superzakup - cieszą się bydgoszczanie. - Limy są najlepsze do suszenia.
<!** Image 3 align=right alt="Image 156854" >Czosnek się utopił
Pan Władysław, mieszkaniec dawnego województwa płockiego, z bydgoskim targowiskiem hurtowym związany jest niemalże od początku jego istnienia.
- Nie widać, że jestem rolnikiem? - mężczyzna po 60. uśmiecha się szeroko i pokazuje spracowane dłonie. - Że kokosów nie zbijam? Ano, nie zbijam. Przecież gdybym miał pieniądze, nie nosiłbym tej wysłużonej jesionki. Ale z czegoś trzeba żyć. Handlowałem już marchwią, trochę czosnkiem, burakami. Teraz przywiozłem słoneczniki i liczę, że mój pusty portfel choć trochę się zapełni. Przyjechałem do miasta krótko po północy. Jest już po godz. 9, a ja dopiero połowę towaru sprzedałem.
Rolnik zapewnia, że na targowisku zostanie tak długo, aż sprzeda cały towar. Jego ceny nie są wygórowane. Za słonecznik (w zależności od wielkości talerza) żąda złotego, dwa lub trzy złote. - Gdzie będę spać? Jak zwykle, w kabinie, na fotelu, gdziekolwiek...
Jako wieloletni hodowca, pan Władysław głośny w ostatnim czasie problem czosnkowy ma w małym palcu. - Chińskiego czosnku jest już na rynku coraz mniej. Tyle że i polskiego mamy w tym roku za mało. Czosnek to nie ryż - nie lubi wody. Utopił się. Wszystko w tym roku gnije. Po deszczach ocalało zaledwie 10 procent sadzonek czosnku, skąd wysokie ceny. Złoty i więcej za główkę.
<!** Image 4 align=none alt="Image 156854" >Jak jedna wielka rodzina
Samochody stoją jeden obok drugiego. Po latach funkcjonowania rynku wyłącznie na czterech kółkach, wyrosły też pawilony handlowe. Właściciele wciąż inwestują w plac targowy, choć zdają sobie sprawę z tego, że ich targowisko już nie jest takie, jak 20 lat temu. Kupujących przyjeżdża mniej. Przed laty kolejka chętnych była przeogromna. O miejsce zabiegali też sprzedawcy. Dziś miejsc wolnych nie brakuje. Na plac może wjechać nawet trzysta samochodów. W sezonie jest ich jednego dnia około stu, innego - około dwustu.
Koszt dzierżawy „hurtu” to około 120 tysięcy złotych miesięcznie. Roczny przychód - ok. 2 mln złotych. Zimy zwykle są trudne do przetrwania, wiosna przynosi nadzieję, latem wraca dobra koniunktura. Tegoroczne lato było jednak kiepskie ze względu na gorsze plony. Kierownictwo, mimo wszystko, nie myśli o likwidacji targowiska.
- W końcu pracę znajduje tu kilkadziesiąt osób. Wiele z nich jest jedynymi żywicielami rodziny. Zresztą my wszyscy jesteśmy tu jak rodzina - podkreśla Marian Brzezicki, prezes firmy „Mewat”, która dzierżawi od miasta plac targowy przy ulicy Kieleckiej w Bydgoszczy.
<!** Image 5 align=none alt="Image 156854" >Pan Stanisław - jak podkreśla - na tym targowisku rzeczywiście czuje się jak w domu. Od ponad dziewięciu lat przyjeżdża tu spod Płocka. Na pace zastępuje córkę kierującą interesem. Żeby nie dźwigała ciężkich worków.
- Naprawdę przyzwyczaiłem się już do tego miejsca. Tyle że z zyskiem jest coraz gorzej. Kiedyś przyczepę ziemniaków sprzedawałem w jeden dzień - wspomina rumiany, sympatyczny handlarz. - Teraz i tydzień czekam, aż wóz się opróżni. Czekam i mieszkam na tym rynku. Mamy tu bar z zupą, z kanapkami, z kawą. Jest też łazienka. Przespać się można w samochodzie. Nie jest aż tak źle, ludzie miewają w życiu gorzej...
Sprzedawca tłumaczy, że ten rok dla ziemniaków jest wyjątkowo kiepski. Wszystko przez obfite deszcze. Kto wie, czy późną jesienią kartofli nie zabraknie. Bo żaden ziemniak nie lubi wilgoci - szybko wtedy gnije. - Ceny pójdą w górę, mówię pani. U mnie 15-kilogramowy worek ziemniaków kosztuje 10-11 złotych. Mam dobre gatunki: denary, winety...
Pani Hanna od lat zaopatruje się na targowisku hurtowym. - Nie rozumiem ludzi, którzy wolą iść do sklepu i kupić towar, nierzadko gorszej jakości, za większe pieniądze. Na hurcie kupuję ziemniaki, pomidory, cebulę, buraki, fasolę, cukinię, słonecznik, latem owoce. I tak od prawie 20 lat. Pomagam także rodzinie, która nie jest zmotoryzowana. Wspólnie robimy listę zakupów, które ja rozwożę później krewnym pod same drzwi. Ufam tutejszym sprzedawcom, rolnikom. No i czasami na targowisku sprzedawcy trochę opuszczą ceny...
Prawda jest taka, że przy Kieleckiej za wiele utargować się nie da. I tak jest przecież tanio. Oszczędni mają szansę na promocję, gdy sprzedawca wybiera się już do domu, a zostanie mu niewiele towaru. Warto pojawić się o świcie, lub późnym wieczorem, gdy kończy się doba targowa.
Sposób sprzedawcy cebuli
Sprzedawca cebuli znalazł sposób na grymaszących klientów. - Chcą tańszej cebuli? Proszę bardzo! W tym worku mam większą cebulę za 15 zł, w tym średnią po 12 zł, a w tym najmniejszą za 10 zł...
Przy cukiniowym stoisku też nie da się oszczędzić ani grosza. Trzy dorodne przedstawicielki rodziny dyniowatych kosztują 12 złotych. - Cukinie są nienawożone, ze sprawdzonego gospodarstwa, więc i cena jest odpowiednia... - nie
odpuszcza właściciel stoiska.
Cena musi być odpowiednia, skoro bramę wjazdową minął właśnie, na oko
sześćdziesięciokilkuletni emeryt z workiem ziemniaków na plecach. Za
nim drepcą studenci z koszem pełnym pomidorów i papryki. Ktoś sprytny
załatwił sobie wózek na kółkach. W nim: włoszczyzna, koperek, fasolka...
Targowiskowe realia
Warto dogadać się z sąsiadem
Targowisko przy Kieleckiej w Bydgoszczy czynne jest całą dobę. Sprzedający przyjeżdżają z różnych stron kraju. Na zakupy warto zabrać ze sobą skrzynki, kartony, worki. Opłaca się kupować do spółki, np. z sąsiadem. Worek fasolki szparagowej, skrzynkę pomidorów, ogórków korzystniej i praktyczniej jest podzielić na pół.
Ceny mogą się zmieniać. Kilka dni temu były takie: 15 kg ziemniaków - 10/11 zł, 10 kg cebuli - od 10 zł, 6 kg fasolki - ok. 12 zł, pomidory ok. 1- 1,5 zł za kilogram.