Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Nigdy nie było u mnie stypy" - mówi Alina Granuszewska

Wojciech Romanowski "Szczapa"
Rozmowa z ALINĄ GRANUSZEWSKĄ, właścicielką i szefową restauracji „Gallery” na Starym Rynku, która zamknęła swoje podwoje z końcem 2012 roku po piętnastu latach funkcjonowania.

Rozmowa z ALINĄ GRANUSZEWSKĄ, właścicielką i szefową restauracji „Gallery” na Starym Rynku, która zamknęła swoje podwoje z końcem 2012 roku po piętnastu latach funkcjonowania.

**<!** Image 2 align=none alt="Image 202763" >**

Z tego, co pamiętam, to była chyba piwnica pod księgarnią?

Bardziej przypominająca prawdziwy bunkier przeciwlotniczy. Wywieźliśmy z niej 60 kontenerów piasku i gruzu.

Zacznijmy od początku. Przecież to nie mogło być tak, że szłaś ulicą i wpadłaś na pomysł: „W bunkrze pod księgarnią otworzę restaurację!”.

Jeśli ma być od początku, to przenieśmy się do Bydgoszczy połowy lat 90. ubiegłego wieku. Działałam wtedy w branży odzieżowej. Importowałam do Polski buty z USA, organizowałam pokazy mody. Jednak marzyłam o restauracji - oryginalnej, urządzonej z dobrym smakiem, takiej, w której ludzie będą po prostu dobrze się czuli. Utwierdził mnie w tym mój partner życiowy, Jarek Jankowski, który na co dzień prowadzi Karczmę Młyńską. Wspólnie wydawało nam się, że idealnym miejscem będzie lokal przy ul. Długiej. Tam Pomorski Dom Książki miał swoją księgarnię, a pod nią była pusta piwnica.

<!** reklama>

Czyli jak wylądowałaś na Starym Rynku?

Naszym życiem rządzą przypadki i mam na to aż nadto dowodów. Księgarze powiedzieli, że nie ma szans na lokal przy ul. Długiej, ale mają coś przy swoim lokalu na Starym Rynku. Pokazali mi ten bunkier i chyba w duszy byli pewni, że na tym szybko zakończy się rozmowa. Kto o zdrowych zmysłach by to wynajął? Ale ja miałam jasno sprecyzowane plany. Wszyscy pukali się w głowę i zapewne myśleli: „Przyszła walnięta blondynka i ub- zdurała sobie, że zrobi restaurację”. Podpisałam umowę i zrobiłam.

Wcześniej trzeba było wywieźć kilka ton gruzu...

Dziesiątki ton. Remont piwnicy trwał 12 miesięcy. Projekt wymyśliłam sama. Bardzo pomógł mi mój brat. Zwoził ze Szwecji obrazy, lampy, różne dodatki. W końcu ruszyłam.

I podbiłaś Bydgoszcz.

Na pewno mogę powiedzieć, że się udało. Ludzie polubili restaurację „Gallery”. To, co sobie założyłam, w pełni osiągnęłam.

Jakie to były założenia?

Wszystkie są ukryte w nazwie „Gallery”. Zwróć uwagę, jak pojemne jest to słowo, niestety, sprowadzone ostatnio głównie do galerii handlowych. Galeria jest dla mnie uosobieniem wysokiej jakości, klasy, miejscem spotkań specyficznych ludzi, miejscem, w którym gromadzone są wysmakowane różności. Po latach mogę stwierdzić, że udało się nigdy nie złamać zasad, utrzymać poziom imprez. Przez 15 lat nie zanotowaliśmy żadnej większej wpadki. A przecież przez restaurację przewinęły się tysiące ludzi chyba z wszystkich kontynentów.

Jakiego gościa restauracji zapamiętałaś szczególnie?

Trudne pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi, bo dla mnie był ważny każdy gość i każda wizyta w „Gallery” mnie cieszyła. Taką wyznawałam filozofię. Udało się stworzyć restaurację, a teraz ktoś to docenia i przychodzi właśnie do mnie, chociaż ma tyle możliwości. Czy to nie jest fantastyczne? No, ale skoro mam wspomnieć tylko jeden moment, to najbardziej zamurowało mnie, kiedy w progu zobaczyłam Keanu Reevesa. Przyszedł z ochroniarzami, tak bardzo zwyczajnie, a przecież jestem jego wielką fanką, znam wszystkie jego filmy. I wtedy stał przede mną, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć.

I co z siebie wydusiłaś?

Powiedziałam, że jestem właścicielką tej restauracji i będzie mi bardzo miło, jeśli zgodzi się być naszym gościem. Podszedł do kelnerów i barmanów, zaczął się z nimi witać. Chwilę później wszedł reżyser Joel Schumacher. Zapytał Keanu, czy mnie zna. A on na to: „Znam, oczywiście, przed chwilką się poznaliśmy”.

Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że Joel Schumacher pokochał „Gallery”?

Na pewno świetnie się u nas czuł. Nasze pierwsze spotkanie było początkiem przyjaźni. Niebawem odwiedzę Joela w USA.

Jesteś w stanie wymienić wszystkie znane osoby, które wpadły do „Gallery” choćby na drinka?

Nawet nie próbuję. Krótko mówiąc, praktycznie wszystkie gwiazdy, goszczące w naszym mieście przez ostatnie 15 lat, odwiedziły restaurację „Gallery”. Były to osoby ze świata sportu i ze świata kultury, i ze świata polityki. Odkąd rozeszła się wieść, że zamykam „Gallery”, wielu gości dzwoni i pyta, czy to rzeczywiście prawda. Zdarza mi się uronić łzę, ale odpowiadam: „Tak, to prawda. Koniec.”

Dlaczego?

W życiu trzeba umieć powiedzieć „dość”. I najlepiej jest, jeśli taka deklaracja padnie wtedy, kiedy jesteś w pełni sił, nic się nie sypie, nie ma katastrofy. Kiedy możesz po prostu zająć się czym innym. Na przykład odpocząć, odwiedzić przyjaciół.

Pierwszy poranek bez restauracji...

Za chwilę znów się rozbeczę. Ciężko, cholernie ciężko. Przecież to kawał życia, wspaniali ludzie, którzy przyszli tu jako uczniowie i zostali na, bagatela, 15 lat. Najważniejsze, że wszyscy mają pracę, żadna osoba nie idzie na bezrobocie.

A Ty?

O mnie się nie martw. Odpocznę i będę dalej działać, tylko teraz nie powiem słowa więcej, nawet gdybyś mnie przypalał żelazem.

Masz już pomysł na to, co zrobisz ze zdjęciami gwiazd, które były zawieszone na ścianie w restauracji?

Może zrobię sobie galerię w jednym z pokoi? Te zdjęcia są radosne, jest na nich mnóstwo pozytywnej energii, bo taka była „Gallery”. Zorganizowałam tyle wesel, chrzcin, komunii, dyskotek i urodzin. I ani jednej stypy. Czy to nie jest jakiś znak?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!