Nie ma w tym cienia przesady. Kilka lat temu strażnicy miejscy w Toruniu dostali zgłoszenie, że na parkingu marketu budowlanego spaceruje... kangur. Środek nocy, jedynym świadkiem był zgłaszający. Chociaż prawdopodobieństwo spotkania w Polsce przed marketem budowlanym prawdziwego kangura jest nikłe, strażnicy przybyli, zobaczyli i po pościgu złapali gościa z antypodów. Jak się okazało, był to jeden z dwóch kangurów, które uciekły z prywatnego zwierzyńca między Toruniem i Bydgoszczą. Drugie zwierzę również było widziane, ale nie udało się go złapać, ślad po nim zaginął.
Jeszcze bardziej absurdalną, a do tego niebezpieczną przygodę przeżyła kilka lat temu pewna starsza mieszkanka Wrocławia. Po podniesieniu deski sedesowej zobaczyła wpatrujące się w nią w muszli klozetowej oczy anakondy. Działo się to w łazience znajdującego się w bloku mieszkania. Kobieta zachowała zimną krew i zadzwoniła na numer alarmowy, zaś operator bądź operatorka powagę, przyjmując i przekazując zgłoszenie dalej. Okazało się, że instalację kanalizacyjną w bloku rzeczywiście zwiedzał wąż, który uciekł mieszkającemu w tym samym budynku hodowcy.
Do tego grona w środę 24 kwietnia dołączył mieszkaniec jednego z fordońskich bloków, który znalazł w kuchni skorpiona.
"Na miejscu oczekiwał pracownik spółdzielni, który zaprowadził strażników do osoby, która znalazła u siebie nietypowego „gościa” - informuje bydgoska Straż Miejska. - Mężczyzna ten oświadczył, że rano zauważył chodzącego po podłodze w swojej kuchni czarnego skorpiona o długości około 2 cm. W związku z tym złapał go w plastikowy pojemnik i powiadomił administrację. Strażnicy miejscy przejęli nietypową paczkę i zawieźli skorpiona do Ogrodu Zoologicznego w Bydgoszczy".
