Centra sportowo-rekreacyjne rosną jak grzyby po deszczu. Czasem bez pozwoleń i kierowników budowy. Tragiczna katastrofa śląskiej hali sprzed paru lat niczego inwestorów nie nauczyła!
<!** Image 2 align=right alt="Image 149434" sub="Najpierw był tu „Modus”, potem kontrolowana przez Marka Dochnala Modina SA, teraz budynkiem rządzi bydgosko-toruńska grupa biznesowa Fot. Grażyna Ostropolska.">W marcu powiatowy inspektor nadzoru budowlanego wstrzymał prace budowlane Centrum Sportu i Rekreacji „Modena-Sport” w Inowrocławiu. Powód? Samowola. Inwestor nie miał pozwolenia na budowę ani dokumentacji. Przebudowywał obiekt po upadłych zakładach odzieżowych „Modina” na czuja.
W Inowrocławiu zawrzało. Firma zaczęła właśnie rozprowadzać karty wstępu po preferencyjnych cenach (50-80 zł) w sklepach „Piotr i Paweł” oraz „Kaufland”. Uroczyste otwarcie „Modeny-Sport” wiosną otrąbiono już we wrześniu. Inwestor postawił na marketing. Wizualizacja w Internecie, reklama w mediach. - Mamy do zagospodarowania 10 tys. mkw. Będziemy mieli największą salę aerobiku w Polsce i najnowocześniejsze maszyny. Specjalnie dla Państwa firma uruchomiła przedsprzedaż kart członkowskich. Tak niskie ceny będą obowiązywać jedynie przed otwarciem klubu - agitowano 5 marca. Dwa tygodnie później na budowie centrum zjawili się inspektorzy. Wstrzymali prace. Inwestor dostał szansę zalegalizowania samowolki. Ma dostarczyć urzędnikom stosowne dokumenty. - Jeszcze tego nie zrobił - informuje powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Inowrocławiu, Mariusz Linettej.
<!** reklama>Kim są przedsiębiorcy, którzy realizację swojego projektu zaczęli od samowoli budowlanej i sprzedaży karnetów na wirtualny fitness? Mówią o sobie bydgosko-toruńska grupa biznesowa. - Budujemy w Inowrocławiu największe centrum sportowo-rekreacyjne w Polsce - twierdzi przedstawiciel biznesowej grupy, Piotr Braciszewski. Bagatelizuje fakt wstrzymania budowy. O tym, że prace wymagają pozwolenia, nie wiedział. - To były roboty hydrauliczne i elektryczne - mówi wbrew temu, co ustalił nadzór budowlany.
Próbuje zdyskredytować pracownika, który poinformował naszą redakcję o nielegalnych i niezgodnych z budowlaną sztuką pracach na budowie (już po jej wstrzymaniu!). - Pracowałem na czarno - wyznał nam Mariusz Z. Twierdzi, że jest fachowcem, wrócił z zagranicznej budowy. - Wiedza, jak się buduje i fakt, że jestem inowrocławianinem, nie pozwalają mi milczeć - mówi. Twierdzi, że odmówił postawienia ściany działowej bez odpowiednich wiązań oraz umocowania podwieszki sufitowej na klej do płytek. - Tłumaczyłem, że to się kiedyś zawali, więc wysłali mnie na urlop, a jak wróciłem, ścianka już stała - wspomina. Odszedł z budowy po 2 tygodniach.
- Ten człowiek przysłał mi e-maila, że 300 zł za robotę nie dostał i teraz się mści - twierdzi Piotr Braciszewski. Mówi, że go sprawdził. - Cztery razy tracił pracę - dodaje. Zaklina się, że firma żadnego karnetu nie sprzedała. - Wycofaliśmy się, gdy wstrzymano nam budowę - twierdzi. Choć budynek (poza ekskluzywnymi gabinetami dla szefów) jest w rozsypce, a sale centrum w powijakach, zapowiada otwarcie obiektu po wakacjach. - Wymagane dokumenty wkrótce dostarczymy. Brakuje tylko opinii strażaków - słyszymy.
„Brak systemu sygnalizowania pożaru, w który powinien być wyposażony cały obiekt” - taki był wynik strażackiej kontroli w bydgoskiej „Łuczniczce” przed trzema laty. Do dziś znaczna część hali nie ma pozwolenia na użytkowanie. Gdyby doszło do nieszczęścia, odpowie inwestor. Czyli miasto.
