MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma tygodnia bez skoku na bank

Redakcja
Najczęściej w pojedynkę, z łyżeczką do herbaty, klamką lub zabawkowym pistoletem w dłoni. W szaliku na głowie albo w kominiarce. Nie dłużej niż minutę, przeważnie w czwartek. Tak się w Polsce napada na banki, a właściwie na małe agencje pozbawione ochrony. Policyjne statystyki mówią o pladze.

Najczęściej w pojedynkę, z łyżeczką do herbaty, klamką lub zabawkowym pistoletem w dłoni. W szaliku na głowie albo w kominiarce. Nie dłużej niż minutę, przeważnie w czwartek. Tak się w Polsce napada na banki, a właściwie na małe agencje pozbawione ochrony. Policyjne statystyki mówią o pladze.

<!** Image 2 align=none alt="Image 162004" sub="W październiku obrabowano agencję przy ul. Przyjaznej na bydgoskich Wyżynach. Bandyta pobił klientkę, ponieważ zaczęła krzyczeć. Posługiwał się przedmiotem wyglądającym jak broń palna. Ukradł ponad 5 tys. zł. Jego tożsamość pozostaje nieznana. / Fot. Tymon Markowski">Można śmiać się z przestępcy, który z rewolwerem dziecięcym idzie napaść na bank; można drwić z jego prymitywnych metod, gdy kopniakiem próbuje rozbić drzwi kasy. Ale sprawa jest poważna. Po serii napadów, do których doszło na początku tego roku w naszym regionie, powołano specjalną grupę dochodzeniowo-śledczą.

Problem dotyczy nie tylko naszego terenu. Tak dużej liczby napadów rabunkowych na placówki bankowe w powojennej historii polskiej kryminalistyki dotąd nie notowano. Pierwsze niepokojące symptomy pojawiły się w 2000 roku, gdy doliczono się 91 napadów. Padł rekord. Szybko o nim zapomniano, bo następne lata zaczęły przynosić spadek liczby zdarzeń. Aż do roku 2009. Tego, co się wówczas stało (121 napadów) i co dzieje się aktualnie, nikt się nie spodziewał. Około

<!** reklama>170 ataków na banki

w 2010 r. oznacza, że nie ma tygodnia, by ktoś o złych zamiarach nie zapukał do kasowego okienka. Tylko w Kujawsko-Pomorskiem stało się to 23 razy! (przy zaledwie 5 napadach w ub.r.). W 9 przypadkach udało się ująć sprawcę. To niezły wynik, przy wykrywalności ogólnopolskiej tych czynów na poziomie 30 proc. (całkowity wskaźnik wykrywalności w 2009 r. to 67 proc.).

Instytut Bezpieczeństwa Gospodarczego z Warszawy cyklicznie publikuje w Internecie raporty, z których wynika, że w Polsce napada się głównie na małe oddziały banków lub prywatne agencje. Robią to prze- ważnie amatorzy, niezwiązani ze środowiskiem przestępczym i działający w pojedynkę. Dlatego właśnie, zdaniem ekspertów, trudno ich ująć.

Niezamaskowany mężczyzna, który w marcu tego roku w agencji przy ul. Jamontta w Toruniu kopniakiem wyważył drzwi do pomieszczenia kasowego, a potem uderzył kasjerkę, ukradł około 50 tys. zł. Dokonany dwa dni wcześniej napad w bydgoskim Fordonie miał podobny przebieg (pracownica znalazła się w szpitalu), tym razem jednak rabuś odszedł z niczym. Śledczy, zakładając, że obu czynów mógł dokonać ten sam osobnik, przekazali mediom szkic pamięciowy i zdjęcie z monitoringu z obu miejsc, wyznaczając nagrodę 3 tys. zł. Do dzisiaj nikt się po nią nie zgłosił. Nie wykryto zresztą sprawcy żadnego z 4 napadów, jakie w tym roku zdarzyły się w Toruniu. W Bydgoszczy wytropiono 5 spośród 9 sprawców. 27-latka z Chełmna nie udało się doprowadzić do prokuratury. Ostrzeżony przez kogoś popełnił samobójstwo przed zatrzymaniem.

Choć banki starają się nie podawać kwot, które im zrabowano, IBG oblicza, że średnia na jeden skok wynosi 19 tys. zł, przy czym wielu przestępców zadowala się kwotą 500-5000 zł.

Polski napad na bank trwa

nie dłużej niż minutę.

Zdarzają się oczywiście wyjątki, których i tak firmy ochroniarskie nie potrafią wykorzystać.

<!** Image 3 align=none alt="Image 162004" >- Mieliśmy napad 4 lata temu. Weszło ich trzech, z łomami, nie byli zamaskowani. Moja mama i pracownica agencji zostały pobite, ponieważ nie chciały zdradzić, gdzie jest sejf. Cały napad mógł trwać kwadrans, bo bandyci zamknęli się w agencji i szukali. W końcu znaleźli i uciekli. Ukradli kilkadziesiąt tysięcy. Zdążył przyjechać mój mąż, zdążyła policja, a na końcu, po 40 minutach zjawili się ochroniarze - nie bez goryczy wspomina właścicielka agencji, prosząc o zachowanie anonimowości. Po napadzie zrezygnowała z działalności. Przedtem jednak kilkakrotnie uruchamiała przycisk cichego powiadomienia, chcąc sprawdzić, jak szybko zareaguje ochrona. Patrol przyjeżdżał po kilkunastu minutach. Za miesiąc takiej ochrony trzeba było płacić 120 zł.

- Wielu moich znajomych rezygnuje albo się nad tym zastanawiają. Życie jest cenniejsze. Mieliśmy szybę kuloodporną i kamery. Montowaliśmy to na swój koszt, mimo że bank tego nie wymagał. Wszystko okazało się niewystarczające, a na zatrudnienie ochroniarza nie było nas stać - dodaje kobieta.

Na stronie internetowej jednego z banków można przeczytać, że na założenie agencji zainteresowany musi wyłożyć około 30-50 tys. zł. Podaje się przy tym

standard bezpieczeństwa,

o który ajent musi zadbać: drzwi i rolety antywłamaniowe, kamery, instalacja alarmowa, multisejf. Właściciele punktów twierdzą, że w rzeczywistości trzeba mieć około 100 tys., żeby spełnić te wymogi.

- Komputery, oprogramowanie, meble, remont pomieszczenia, wszystko muszę opłacić sam. Bank nie daje mi na to ani grosza, a marża, którą mogę narzucić, wcale nie jest tak duża, żebym mógł sobie pozwolić na zakup nie wiadomo jakich zabezpieczeń - narzeka jeden z ajentów. Zastanawia się, czy nie zrobić tak samo jak jego znajomy, który posadził przed kasą pitbulla.

Eksperci doradzają jednak zamiast psa multisejf, stosunkowo niedrogie urządzenie elektroniczne (ok. 2 tys. zł), w którym można ustawić różny czas otwarcia poszczególnych szuflad z pieniędzmi. Dodatkowo, na drzwiach wejściowych można umieścić naklejkę informującą o tym zabezpieczeniu. Wiele banków jednak tego nie robi, wychodząc z założenia, że źle to wpływa na wizerunek firmy.

W ubiegłym roku najczęściej napadano we wrześniu, w czwartki, piątki i wtorki. Jedynym dniem wolnym od napadów była niedziela. Napastnik był jeden, posługiwał się przedmiotem przypominającym broń, ale też: siekierą, atrapą bomby, łyżeczką do herbaty, nożem, kamieniem i klamką. Tylko w trzech przypadkach zabezpieczono prawdziwą broń palną. Niedawny

głośny napad

przy Gdańskiej w Bydgoszczy miał miejsce 24 września w piątek. Wyjątkowo bandytów było trzech. Dwóch weszło do agencji, trzeci czekał w aucie. Właściciel punktu strzelał, raniąc dwóch napastników. Jednego z nich znaleziono kilka godzin później w porzuconym niedaleko samochodzie. Jeszcze żył. Personalia pozostałej dwójki też są ustalone, poszukuje ich policja. Tym razem okazało się, że to nie amatorzy, lecz

zawodowi przestępcy,

wcześniej już karani za rozboje. Właściciel agencji zrezygnował z działalności.

- To, że strzelał, może być sygnałem ostrzegawczym: uważajcie bandyci, bo będzie z wami źle. Ale może też zadziałać na odwrót: zanim napadniesz, załatw sobie broń, bo strzelają - mówi były inspektor policji Wojciech Stawski z Warszawy, obecnie doradca w dziedzinie bezpieczeństwa firm i autor raportów dla IBG. Pytany o to, jak powinna zachować się kasjerka w czasie napadu, unika jednoznacznej odpowiedzi.

- Gdybym wiedział, że przeczytają to tylko kasjerki... Ale wiem, że czytają też bandyci - mówi Stawski.

- Napad rabunkowy to najbardziej prymitywny sposób wejścia do banku. Rzadko jest tak, że przestępca ucieka, wystraszony przez kasjerkę. Trzeba mieć świadomość, że bezwzględność przestępcy i jego umiejętność zachowania się w czasie napadu są nieporównywalnie lepsze od naszych - podkreśla Dariusz Bebyn z Prokuratury Bydgoszcz-Północ.

- To jest tak olbrzymi stres, że świadkowie nie są w stanie powiedzieć, w którą stronę gość uciekał. Każdy mówi co innego. Często powstają rożne portrety pamięciowe tej samej osoby - mówią policjanci pracujący przy napadach.

52-letni bydgoszczanin, który w październiku wpadł na własne życzenie, wjeżdżając w ścianę po nieudanym skoku na stacje benzynową, wcześniej zaliczył dwa kiepskie napady na agencje bankowe. Podczas jednego z nich wycelował w kasjerkę kolbę zabawkowego pistoletu.

- Nigdy nie należy zakładać, że sprawca posługuje się zabawką. Mężczyzna, którego zatrzymaliśmy na bydgoskich Bartodziejach, miał broń gazową przerobioną na ostrą amunicję. Użył jej zresztą w innym napadzie, strzelając w szybę okienka kasowego - zauważa komisarz Monika Chlebicz z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.

Dlaczego Polska zamienia się w Dziki Zachód? Znawcy tematu wskazują na niską wykrywalność tych przestępstw, ich medialność, trochę na bezrobocie, na kryzys finansowy i na błędy po stronie banków. Pewne jest jedno - prognoza optymistyczna nie jest.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!