https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Skok na bank, czyli gang Olsena wraca

Małgorzata Oberlan
Jak to możliwe, że Michał D., lubiany nauczyciel wychowania fizycznego z Wąbrzeźna, wziął udział w idiotycznym napadzie na jabłonowski bank z młodszymi od sobie cwaniakami? Dziś tylko on siedzi w areszcie.

Jak to możliwe, że Michał D., lubiany nauczyciel wychowania fizycznego z Wąbrzeźna, wziął udział w idiotycznym napadzie na jabłonowski bank z młodszymi od sobie cwaniakami? Dziś tylko on siedzi w areszcie.

<!** Image 2 align=none alt="Image 192334" sub="Michał D. (z lewej) i Andrzej R. w kadrze z kamery na bankomacie. Fot. archiwum policji">

Komedię przypomina nie tylko sam napad, ale i poszukiwania jego sprawców. Bo i organa ścigania specjalnie się tu nie popisały, choć dysponowały portretami rozbójników. Do dziś mają co robić, bo mózg akcji - Andrzej R. vel Andy Revage, nawiasem mówiąc brat policjanta, skutecznie się ukrywa.<!** reklama>

Do trzech razy sztuka

Dzień po Wielkanocy, 10 kwietnia, godzina 12.00. W Jabłonowie Pomorskim (pow. brodnicki) pojawia się trójka naszych bohaterów. Wszyscy to wąbrzeźnianie. 25-letni Michał D. to magister wychowania fizycznego, akurat przyjęty do Szkoły Podstawowej nr 3 w Wąbrzeźnie na zastępstwo za poświęcającą się macierzyństwu wuefistkę. Wcześniej - animator na orliku. Młodszy od niego Andrzej R. znany jest w miasteczku z nieudanych prób prowadzenia działalności rozrywkowej. Kamil R. to natomiast niczym specjalnym niewyróżniający się młodzieniec, na Facebooku deklarujący sympatię do konta „Lubisz palić blanty tak jak my?”.

Do banku wchodzą Michał i Andrzej. Trzeci z kompanów czeka w samochodzie obok wiaduktu, pod którym biegnie droga do Płowęża. Mężczyźni zaopatrzeni są w atrapę pistoletu, torbę na łup i kominiarki. Zanim je jednak założą, uwiecznią swoje twarze w kamerze bankomatu, stojącego w przedsionku.

Czy napadający mają rozpoznany grunt? Nie do końca. Jeden z mężczyzn zostaje przy drzwiach. Drugi z atrapą broni podchodzi do okienka, przy którym siedzi kobieta. Żąda pieniędzy. Pracownica tłumaczy, że u niej pieniędzy się ani nie wpłaca, ani nie pobiera. Niezrażony rozbójnik idzie do drugiego stanowiska, gdzie też nie ma czego rabować. Udaje mu się dopiero przy trzecim. W torbie ląduje dokładnie 6910 złotych. Michał i Andrzej wybiegają z łupem. Przy wspomnianym wiadukcie wsiadają do auta, wcześniej wyrzucając atrapę pistoletu, na którym zostają ślady DNA.

Nie ta czaszka, panowie...

Do akcji wkraczają organa ścigania. Zaalarmowani policjanci ruszają w pogoń za napastnikami z psem tropiącym, ale wąbrzeźnianie im umykają. Dość szybko okazuje się jednak, jakim skarbem dysponują kryminalni. Portret Michała i Andrzeja (ten z bankomatu) jest rozesłany i upubliczniony. Wydaje się kwestią dni, że bohaterowie zostaną rozpoznani i wpadną w ręce funkcjonariuszy Komendy Powiatowej Policji w Brodnicy.

I, faktycznie, „rozpoznanie” następuje. Na pana X., mieszkańca powiatu nowomiejskiego, wskazują sąsiedzi. Nie pomaga alibi mężczyzny. Kryminalni go aresztują, a prokuratura stawia mu zarzuty.

Dla pewności śledczy zwracają się jednak po opinię do prof. Bronisława Młodziejowskiego, wybitnego antropologa, jednego z najlepszych w Polsce specjalistów od identyfikacji osób na podstawie bardzo ograniczonych danych. Profesor zapoznaje się ze zdjęciami zatrzymanego, studiuje kształt i rozmiar jego głowy, porównuje ze zdjęciami zrobionymi w banku i nie ma wątpliwości: to dwie różne osoby. Nie zgadza się też DNA, zdjęte z atrapy broni. Pan X. zostaje puszczony do domu.

W tym samym czasie Michał D. jak gdyby nigdy nic, przychodzi do szkoły i prowadzi zajęcia WF.

- Proszę pana, proszę pana, ale pan jest bardzo podobny do tego, który napadł na bank w Jabłonowie - mówiły mu dzieciaki. A on nie reagował - opowiadają Asia i Julia, uczennice wąbrzeskiej „trójki”, które spotykamy przed szkołą. W mieście nadal wszyscy są zszokowani faktem, że wufeista wziął udział w napadzie.

Andy znów się wywinie?

Ostatecznie do zatrzymania wuefisty oraz rozmiłowanego w blantach Kamila R. dochodzi dopiero 4 czerwca, czyli blisko dwa miesiące po napadzie.

„Po żmudnej i dociekliwej pracy brodnickich kryminalnych” - podaje w komunikacie Agnieszka Łukaszewska, oficer prasowa KPP w Brodnicy. Wąbrzeźno nie dowierza.

- „Nasz Michał?” - pytaliśmy siebie nawzajem. To był taki uczynny i sympatyczny nauczyciel. Z naprawdę dobrym kontaktem z dziećmi. Uczył klasy IV, V i VI - mówi Ewa Dorau, dyrektorka „trójki”.

Michał i Kamil zostają aresztowani na trzy miesiące. Przyznają się do winy. Andrzej R. natomiast znika. Według zorientowanych, najprawdopodobniej przebywa za granicą. - Ten to się zawsze jakoś wywinie - komentują.

Andrzej R. to barwna postać, jednak z pewnością nie pozytywna. W 2009 roku młodzieniec zakłada własną działalność pod nazwą „Reactor”, stawiając na usługi rozrywkowe. Razem z wuefistą zaczyna też się bawić w muzycznego producenta. Owoce swojej niespecjalnie skomplikowanej twórczości panowie prezentują na Facebooku, gdzie przedstawiają się jako „Andy Revage&van Michael”. Kto jest kim, nie trzeba chyba tłumaczyć.

Niestety, jeśli już jakieś projekty rozrywkowe Andrzeja R. dochodzą do skutku, to kończą się płaczem i zgrzytaniem zębami.

„Pojechałem grać do Wąbrzeźna na imprezę „Night of City 2”, która była porażką. Organizator nie wywiązał się ze swoich zadań. Od początku były same problemy, chociażby z hotelem. W dzień imprezy zmieniono jej miejsce, brakowało zezwoleń, scena została rozstawiona z kilkugodzinnym opóźnieniem, nic nie było zgodne z ustaleniami. Na koniec zostałem oszukany przez organizatora. Do dzisiaj nie otrzymałem swoich pieniędzy za występ, nie odbiera ode mnie telefonów. Na przyszłość radzę uważać każdemu artyście na Andrzeja R. (pseudo: Andy Ravage) - mówił w wywiadzie dla portalu Dobra Muza.pl didżej Oscar Burnside w sierpniu 2010 roku.

Dziś to potwierdza. - Pieniędzy za występ w Wąbrzeźnie się nie doczekałem. I wiem, że nie jestem jedynym artystą, którego Andrzej R. zrobił w konia - podkreśla.

Nóż na gardle

Ogromny żal czy nawet wściekłość czuć muszą do R. także wąbrzeźnianie, którzy wyjechali do pracy na Wyspy Brytyjskie i ciężko zarobione pieniądze zgodzili się zainwestować w dyskoteki. Andy miał je otworzyć w Wąbrzeźnie i w Ryńsku. Żadna nie powstała, a pieniądze popłynęły.

Sposób na rozrywkowego Andrzeja znaleźli za to umięśnieni wąbrzeźnianie, których swego czasu zaangażował prosto z siłowni do ochrony jednej z imprez. - I, tradycyjnie, im nie zapłacił - opowiada Artur, mieszkaniec Wąbrzeźna. - Tak długo gonili go po mieście, aż go dopadli. I jakoś pieniądze znalazł.

Zorientowani mówią o dziwnych interesach rozrywkowych w Poznaniu. Tym razem z towarzystwem, które nie odpuszcza. - Andrzej miał już pewnie nóż na gardle i musiał wytrzasnąć skądś pieniądze. Nikt z nas nie rozumie tylko, jak ktoś taki jak Michał, czyli starszy, normalny gość, mógł dać się mu tak zakręcić - mówią osoby znające wuefistę.

Dziś tylko nauczyciel siedzi za kratami. Kamila R. sąd zwolnił do domu, ma dozór policyjny. Andrzeja R. policjanci wciąż szukają.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski