[break]
Próbę zmiany nazw komunistycznych ulic podjął ostatnio Toruń, przeprowadzając konsultacje z mieszkańcami. Okazało się, że większość z nich zmian... nie chce.
W Bydgoszczy zaczęto o dekomunizacji ulic głośno mówić w marcu tego roku, kiedy do samorządu trafiło pismo prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Czytamy w nim: „(...) na terenie miasta Bydgoszczy wciąż znajdują się ulice i inne obiekty noszące imiona działaczy i organizacji stalinowskich. Nazwy te są w swej istocie formą gloryfikacji totalitarnej ideologii, propagandy komunistycznej oraz wymierzonej w niepodległość Polski polityki Józefa Stalina. Są to przede wszystkim ul. Armii Ludowej, Teodora Duracza, Lucjana Szenwalda, Józefa Powalisza, Zygmunta Berlinga, Oskara Langego, Bolesława Rumińskiego, Stanisława Lehmana, Romana Chłodzińskiego, park płk. Zbigniewa Załuskiego, aleja Planu 6-letniego”.
Ustawa utknęła
Ratusz opowiedział się przeciwko zmianom. - Spowodowałyby one dodatkowe, niemałe koszty dla mieszkańców i firm - podkreśla Marta Stachowiak, rzecznik prezydenta miasta.
Do dziś nic się nie zmieniło, choć pomysł nie zniknął.
- Jestem absolutnym przeciwnikiem, żeby za tego rodzaju zmianę płacili mieszkańcy - uważa Marek Gralik, szef klubu radnych PiS. - Kosztami pewnie powinny się podzielić państwo i samorząd. Może to rola dla IPN-u, który stara się o dodatkowe środki. Na pewno sprawę tę trzeba doprowadzić do końca.
Przypomnijmy, że w parlamencie znajduje się projekt ustawy dekomunizacyjnej. Senat zakończył nad nim prace w połowie 2013 r. Za jego skierowaniem do dalszych prac legislacyjnych opowiedział się rząd. Mimo to projekt utknął w Sejmie - podkomisję powołano dopiero w listopadzie 2014 r.
- Na pewno na początku są o wiele ważniejsze sprawy niż głosowanie takiej uchwały, prace nad nią się nie toczą - mówi Piotr Król, poseł PiS.
Most jak większość
PiS nie wyklucza powrotu do pomysłu nazwania przeprawy na Trasie Uniwersyteckiej mostem im. prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
- Jesteśmy realistami, przy obecnym składzie Rady Miasta skończyłoby się awanturą, która obciążyłaby PiS - mówi Marek Gralik. - Wrócimy do tego pomysłu, kiedy będziemy mieć w Radzie Miasta większość, a więc nie w tej kadencji.