MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie chce brać nikogo na litość

Małgorzata Pieczyńska
Małgorzata Pieczyńska
Auto wpadło w dziurę w jezdni. Uderzenie było tak mocne, że głową uderzyła w sufit samochodu. I cały świat się zawalił... Lekarze nie pozostawili złudzeń. Usłyszała: „Już nigdy nie będziesz chodzić”. Cztery lata wracała do sportu.

Auto wpadło w dziurę w jezdni. Uderzenie było  tak mocne, że głową uderzyła w sufit samochodu. I cały świat się zawalił... Lekarze nie pozostawili złudzeń. Usłyszała: „Już nigdy nie będziesz chodzić”. Cztery lata wracała do sportu.

<!** Image 2 align=right alt="Image 76108" sub="Kamil Woźniewski ze Szczecina właśnie przywiózł Dorocie schodołaz. Udzielił instrukcji, jak się nim posługiwać. A teraz próbna przejażdżka... Fot. Marek Chełminiak">Dorota Bucław, niepełnosprawna tenisistka stołowa, wciąż nie może uwierzyć, że schodołaz, na który czekała od kilku miesięcy, jest już jej własnością. Czas na pierwszą przejażdżkę. - Trochę się boję. Na pewno nic mi się nie stanie? - pyta z niepokojem. - Możesz czuć się bezpieczna - uspakaja ją Kamil Woźniewski. Ale Dorota prosi, aby założyć jej kołnierz usztywniający (na wszelki wypadek). Pokonuje na schodoładzie kolejne piętra. Raz w dół, raz w górę. Po chwili już z uśmiechem zaprasza nas do mieszkania. Jest trochę zmęczona, chce się położyć. Przy łóżku stoi respirator, w razie gdyby nastąpiły jakieś zaburzenia oddychania. - Trochę za dużo wrażeń, jak na jeden dzień - mówi. I po chwili zaczyna swoją opowieść...

Lekkoatletyka i tenis stołowy

Miała piękne plany. Po skończeniu liceum marzyła o studiach na AWF. Kłopoty zaczęły się, gdy podczas gry w koszykówkę uszkodziła splot barkowy. - Prawa ręka już nie była sprawna, ale nie poddałam się. Złożyłam podania na uczelnie w Szczecinie, Poznaniu oraz na wychowanie fizyczne w Bydgoszczy. Niestety, nigdzie mnie nie przyjęli - mówi z żalem w głosie.

<!** reklama>Cały czas ciągnęło ją jednak do sportu. - Dzięki mojemu wujkowi, Ryszardowi Marczakowi, dowiedziałam się, że istnieje sport dla niepełnosprawnych. Tak trafiłam do klubu Start/Astoria Bydgoszcz. Szukałam dla siebie odpowiedniej dyscypliny. Spróbowałam sił jako lekkoatletka. Postawiłam na krótkie dystanse. Pojechałam nawet na mistrzostwa Polski, ale sukcesów nie było i trochę się zniechęciłam. Później zdobyłam co prawda kilka medali, ale w sekcji zaproponowano mi, abym zastanowiła się nad zmianą dyscypliny. Wybrałam tenis stołowy. Dość szybko opanowałam sztukę gry lewą ręką. Jednocześnie w klubie podjęłam pracę. A wieczorami biegłam na treningi do TKKF Orzeł, aby szlifować formę.

Świat stał otworem

<!** Image 3 align=right alt="Image 76108" sub="Dorota Bucław marzy o paraolimpiadzie w Londynie Fot. Marek Chełminiak">Żyła bardzo aktywnie. Rozpoczęła nawet naukę w Studium Hotelarstwa i Obsługi Ruchu Turystycznego. A że zna trzy języki: angielski, niemiecki i francuski, ukończyła kurs pilota wycieczek zagranicznych. - Chciałam zwiedzić świat, a później, jak większość dziewcząt, planowałam założyć rodzinę. W szkole osiągałam dobre wyniki. Byłam pierwszą osobą, która napisała w studium pracę licencjacką w językach polskim i angielskim. Zamierzałam studiować turystykę w Gdańsku. W tym czasie zakwalifikowałam się do kadry narodowej. Pojawiła się nawet szansa na występ na paraolimpiadzie w Sydney. I właśnie wtedy wydarzył się ten tragiczny wypadek...

Jak dobrze mieć sąsiada

Był 20 stycznia 2000 r. Wracała „maluchem” do domu w Solcu Kujawskim. Nagle auto wpadło w dziurę w jezdni. Uderzenie było na tyle mocne, że głową uderzyła w sufit samochodu. - Przeszedł mnie prąd - wspomina Dorota. - Poczułam mrowienie w całym ciele i potworny ból. Badania wykazały złamanie kręgu C2 z uszkodzeniem rdzenia kręgowego. Cały świat się zawalił... Kolejne miesiące spędziłam na rehabilitacji, przykuta do łóżka. Lekarze nie pozostawili mi złudzeń. Usłyszałam: „Już nigdy nie będziesz chodzić”...

Choroba Doroty przewróciła do góry nogami życie jej i domowników. Konieczny był kapitalny remont mieszkania, m.in., poszerzenie drzwi i zlikwidowanie progów. - Nie wszystko udało się jednak zrobić, bo zabrakło pieniędzy. Do dziś nie mogę wjechać wózkiem na balkon, a dom opuszczam raz w tygodniu, gdy jadę na rehabilitację, ale co to za spacer... Moim łącznikiem ze światem jest teraz Internet - wyznaje dziewczyna.

Dorota mieszka na drugim piętrze bloku na osiedlu Toruńskim w Solcu Kujawskim. Dotychczas, gdy opuszczała mieszkanie, musiała korzystać z pomocy innych. - Mam wielu wspaniałych sąsiadów - mówi. - Wielokrotnie znosili mnie ze schodów. Życzliwość okazał także prezes spółdzielni mieszkaniowej, Leszek Gajc. Kiedyś zadzwoniłam, bo kratka przed wejściem na klatkę schodową opadła i wpadały w nią kółka mojego wózka. Nie minęła godzina, a wszystko było naprawione.

Powrót do sportu trwał 4 lata. Początkowo nie chciała grać. Któregoś dnia ze złości połamała rakietki. - W końcu za namową sąsiadki pojechałam na trening. Czułam się dziwnie, bo po raz pierwszy uderzałam piłeczkę siedząc. To nie było łatwe, nie potrafiłam utrzymać rakietki. Teraz muszę mieć ją przywiązaną bandażem do dłoni - mówi Dorota.

Mimo wielu przeszkód, zaczęła startować w zawodach. Początkowo rywalizowała w grupie z osobami chodzącymi. Na sukcesy nie mogła więc liczyć. Ale nie poddała się. Dwa lata temu na mistrzostwach Polski zdobyła złoty medal w mikście. Rok później w Radomiu została indywidualną mistrzynią kraju. - Ten krążek cenię sobie najbardziej. Wcześniej miałam zaledwie 6 treningów, lecz wygrałam wszystkie 3 sety - Dorota wyznaje, że tenis stołowy okazał się jej lekiem na całe zło. - Wyjazdy na mecze są odskocznią od rzeczywistości. Ale podróż na zawody to niełatwa sprawa, bo zawsze muszę jechać z opiekunem. Sport pozwolił mi na nowo uwierzyć w siebie. Moje marzenia się zmieniły, ale jedno pozostało. Chciałabym pojechać na paraolimpiadę. Pekin nie jest jeszcze w moim zasięgu, ale Londyn to wyzwanie. Muszę tylko startować w turniejach międzynarodowych, aby zdobywać punkty do rankingu.

Dorota cieszy się, że ma już schodołaz: - Teraz nie będę zależna od innych - podkreśla. - Podarowała mi go fundacja „Dum Spiro Spero” z Bydgoszczy. Kosztuje ponad 14 tys. zł. Sama nie byłabym w stanie go kupić - moja renta to 670 zł. Na szczęście, mogę liczyć na rodziców.

Zanim dowiedziała się o schodołazach, chciała kupić windę, ale to wydatek rzędu 100 tys. zł. Zebranie takich pieniędzy trwałoby latami.

Co jest pod maską?

Dorota sprawia wrażenie osoby o silnym charakterze, optymistycznie nastawionej do życia. - Ten, kto mnie dobrze zna, wie, że jest inaczej. Moja psycholog, Magdalena Urbańska-Huk, mówi, że to taka maska, którą człowiek „zakłada”, aby nie pokazać ludziom swoich słabości. I chyba coś w tym jest. Nie chcę brać nikogo na litość - podkreśla. - Tak naprawdę, to nigdy nie pogodzę się ze swoim kalectwem. Niedawno w Solcu odbył się mecz, podczas którego zbierano pieniądze na pomoc dla mnie. Wieczorem w telewizji obejrzałam materiał z tego spotkania. Zobaczyłam siebie na wózku i łza zakręciła się w oku.

Dorota jest już wyraźnie zmęczona. Nasze spotkanie dobiega końca. Dziewczyna uśmiecha się na do widzenia. Ale w jej oczach widzę smutek. Mam wrażenie jakby chciała powiedzieć: „Pani idzie, a ja tu będę leżeć”. Tego spojrzenia długo nie zapomnę...

PS Dorotę Bucław otaczają opieką lekarską dr D. Dzianott-Pabijan, dr M. Chróścicka, dr Szkulmowski oraz mgr A. Teper z Ośrodka Wentylacji Domowej. Za pośrednictwem „Expressu” Dorota wszystkim serdecznie dziękuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski