Za bieganie z torbą ważącą co najmniej 10 kilogramów listonosze dostają 900 złotych na rękę. Dziś zapadnie decyzja, czy w całym kraju wybuchnie strajk pracowników poczty.
Zaczęło się w Gdańsku, ale w pogotowiu jest już Warszawa, Lublin, Szczecin i inne miasta. Czy grozi nam strajk na poczcie i to w przededniu świąt Bożego Narodzenia? - Czekamy tylko na sygnał i przystępujemy do protestów - mówi Kazimierz Kuźniak, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” Poczty Polskiej w Bydgoszczy.
<!** reklama left>- Nie wiem, czy to się uda, brakuje wśród kolegów jedności - uważa jednak pan Jacek, listonosz z Błonia. - Może jak dostaną do toreb więcej reklam, to zrozumieją, że czekać już nie można.
Pan Jacek co dzień roznosi listy do kilkunastu bloków, „opiekuje się” również trzema ulicami z domkami jednorodzinnymi. - Torba waży od 10 kilogramów w górę, często na drugi bark zakładam następną. Za swoją pracę dostaję około 900 złotych na rękę. W kwietniu dostaliśmy „podwyżkę” - 40 złotych. Nieźle, miało być 20 - mówi.
Listonosze czują, że mają społeczne poparcie. - Pytałem bydgoszczan, co sądzą o strajku kolegów z Gdańska. W odpowiedzi słyszałem: - Dlaczego wy jeszcze się nie przyłączyliście? Ludzie widzą nas pod klatkami objuczonych jak wielbłądy i śmieją się, że niedługo nam garb wyrośnie - mówi doręczyciel.
- Jest takie podejście wśród szefostwa, że listonosz i tak sobie dorobi z końcówek rent i emerytur. A teraz ludzie są biedni, a złotówka to bochenek chleba. Doręczyciel jest dla mieszkańców przyjacielem, oni zrozumieją powody strajku, bo znają ich ciężką sytuację - potwierdza Kazimierz Kuźniak.
Do protestów przyłączą się prawdopodobnie również pracownicy poczty, którzy rozwożą cięższe paczki. Mają płacone tylko za te przesyłki, które dostarczą do rąk odbiorcy. Jeśli nikogo nie zastaną, nie zarabiają. - Kiedyś woziło się samochodem 60 paczek wraz z konwojentem. Teraz kierowca jedzie sam i ma ich ponad 100 tłumaczy związkowiec.