Mistrz świata staranował Sajfutdinowa w VII wyścigu zawodów w Kopenhadze. - Nie poddam się, nikt mnie nie przestraszy takim zachowaniem - mówi młody Rosjanin.
<!** Image 2 align=right alt="Image 122530" sub="Wypadek wyglądał groźnie i nic dziwnego, że Emil Sajfutdinow miał ogromne pretensje do Nickiego Pedersena Fot. Jarosław Pabijan">Obaj żużlowcy od początku tegorocznego cyklu Grand Prix toczą zacięte boje. Zaczęło się w Pradze, gdy Rosjanin, walcząc z Pedersenem, upadł na tor na pierwszym łuku wyścigu półfinałowego. Gorąco było też w Lesznie. W XV biegu Duńczyk próbował założyć się na Grzegorza Walaska. Zrobił to jednak na tyle nieudolnie, że upadł „zabierając” ze sobą rozpędzonego Emila.
Konflikt nasilił się dwa tygodnie temu, po wydarzeniach w finale GP Szwecji w Geoteborgu. Nicki podciął polonistę, za co został wykluczony przez Wojciecha Grodzkiego.
Pedersen czuł się pokrzywdzony i wymusił na dyrekcji cyklu zmianę sędziego kolejnych zawodów. Ostatecznie miejsce Grodzkiego na wieżyczce stadionu Parken zajął Szwed Christer Bergstroem.
Jednak zamiast arbitrami, szefowie GP powinni raczej zająć się Pedersenem, który w Kopenhadze znów pojechał niebezpiecznie. Na pierwszym łuku VII gonitwy nie opanował maszyny i z całym impetem wpadł na wyprzedzającego go po zewnętrznej Emila. Ten ostatni szybko się podniósł i wykrzyczał w kierunku rywala kilka mocnych słów. Nerwy podopiecznego uspokoił dopiero Tomasz Suskiewicz.
- Gdyby nie „Susi”, to nie wiem, jakby się to skończyło - napisał Rosjanin na swojej stronie internetowej. - Całe szczęście, że nie odniosłem żadnej poważnej kontuzji, chociaż jestem cały obolały. Mogę zapewnić moich fanów, że się nie poddam i nikt mnie nie przestraszy takim zachowaniem na torze.
Ostatecznie Sajfutdinow zajął w Kopenhadze piąte, a Pedersen szóste miejsce. Wygrał Crump przed Hancockiem i Gollobem.