Na miejsca, gdzie znajdowały się pod koniec dnia roboczego duże pieniądze, czyli na placówki pocztowe, kasy spółdzielni, punkty usługowe, zawsze łakomym wzrokiem spoglądali złodzieje.
<!** Image 3 align=none alt="Image 199923" sub="W tym budynku przy ul. Gdańskiej 158 mieściła się przed laty placówka przedsiębiorstwa „Poczta-Telegraf-Telefon” oznaczona numerem 12, gdzie doszło do opisywanego napadu
Fot. Dariusz Bloch">
Jedną z bardziej odległych od centrum ówczesnej Bydgoszczy placówek Urzędu Pocztowo-Telekomunikacyjnego była „dwunastka”, zlokalizowana przy ówczesnych Alejach 1 Maja 158, obsługująca mieszkańców najbardziej peryferyjnej części tej ulicy, jak i powstającego dopiero w sąsiedztwie osiedla Leśnego.<!** reklama>
A gotówki było brak...
24-letni Jerzy B. mieszkał w niewielkim domu, stojącym przy pobliskiej ulicy Leśnej. Po skończeniu szkoły zawodowej kilkakrotnie podejmował pracę w różnych dużych bydgoskich zakładach, ale wszędzie po jakimś czasie był zwalniany z uwagi na pijaństwo albo częste dni nieobecności w pracy.
Jerzy B. lubił sobie wypić i się zabawić, a na to trzeba było mieć pieniądze. Pożyczał początkowo na prawo i lewo od znajomych, a kiedy to źródło wyschło, usiłował znaleźć naiwnych przez... ogłoszenia prasowe.
Kiedy i to się nie udało, pomysłem na zdobycie środków miał być udany skok. Na obiekt napadu Jerzy B. wybrał właśnie placówkę pocztową numer 12, licząc, że znajdzie w niej sporo gotówki, a jednocześnie uda mu się uniknąć świadków swojej działalności. W urzędzie, czynnym od 10 do 13 i od 15 do 18, pracowała bowiem tylko jedna osoba, kobieta.
5 września 1964 roku Jerzy B. od rana kręcił się wokół budynku poczty. W kieszeni miał zwykły młotek, który zamierzał użyć do unieszkodliwienia personelu. Po godz. 12 zrobiło się pusto. Jerzy B. uznał, że czas przystąpić do działania. Wszedł do środka i zamówił rozmowę telefoniczną. Szczęście mu jednak nie sprzyjało. Od urzędniczki oddzielała go bowiem szklana szyba. Po skończeniu rozmowy poszedł do domu, by zrealizować kolejny plan.
- Ile waży ta paczka?
Po raz drugi Jerzy B. wszedł na pocztę o 12.50. Miał ze sobą karton, do którego włożył to, co mu się nawinęło w domu pod rękę. Przestępca podszedł do Kazimiery J. i poprosił ją o zważenie paczki. Kiedy kobieta otworzyła szybę, wzięła paczkę i pochyliła się nad wagą, Jerzy B. sięgnął po młotek i uderzył nim z całej siły kobietę w głowę. Ku zaskoczeniu przestępcy, urzędniczka nie straciła przytomności, tylko, głośno wzywając pomocy, uciekła na zaplecze, skąd tylnymi drzwiami wydostała się na ulicę, gdzie wszczęła alarm.
Jerzy B. wyciągnął wówczas z szuflady całą znajdującą się tam gotówkę w kwocie 14 tys. zł i zaczął uciekać w kierunku osiedla Leśnego. Skręcił w ul. Dwernickiego, gdzie na wysokości ul. Podchorążych został zatrzymany przez zaalarmowanych krzykami Kazimiery J. przechodniów.
Proces Jerzego B. wywołał ogromne zainteresowanie mieszkańców Bydgoszczy. 21 października 1964 roku został on skazany w trybie doraźnym na karę 15 lat pozbawienia wolności.